Subiektywny przegląd prasy – 02.01.2007 r.

Dziennik

Prasa zdominowana jest komentarzami po egzekucji Saddama Husajna, byłego prezydenta Iraku. W Dzienniku możemy przeczytać co o egzekucji sądzą osobistości ze świata nauki, literatury, filozofii i polityki. Wypowiada się nawet sędzia Mohammed al-Dżader, który prowadził rozprawę Saddama – „Egzekucja Saddama jest dla Irakijczyków dowodem, że prawo młodego państwa jest wykonywane. Każdy kto popełni zło, musi pamiętać o konsekwencjach„. Egzekucję krytykuje Rocco Buttiglione, niedoszły komisarz UE. „Zszokowała mnie forma egzekucji” – powiedział Buttiglione. Z kolei Jaś Gawroński, eurodeputowany Forza Italia, uważa wyrok i jego wykonanie za słuszne, a przyczyną sfilmowania egzekucji była – wg niego – chęć przekonania Irakijczyków, że do faktycznie do niej doszło. Ciekawe komentarze płyną z ust Jakuba al-Khamisy z Instytutu Orientalistyki UW, który pyta „gdzie były protestujące rządy krajów arabskich, kiedy Saddam mordował ludzi?” – i dodaje – „Nie uczynili nic, a teraz ubolewają nad egzekucją tyrana” oraz od Hatifa Dżanabiego, irakijskiego pisarza i poety mieszkającego w Polsce, który mówi: „Saddam w pełni zasłużył na karę śmierci. Mam wątpliwości co do chwili wykonania wyroku i sposobu, w jaki to uczyniono, ale była to słuszna kara„. Komentarze ładnie zamykają słowa Roberta W. Olsona z Uniwersytetu Kentucky, autora książek o Iraku: „Saddam Husajn (…) nie stanie się legendą, bo był mordercą i dyktatorem„.

O sukcesie Gazpromu w negocjacjach z Białorusią pisałem wczoraj, więc nie ma żadnej idei, aby powtarzać te same słowa i dzisiaj. Dlatego skupię się na kwestii wejścia do UE Bułgarii i Rumunii. „Warszawa ma nowych sojuszników” – głosi dumnie tytuł artykułu Rafała Wosia. Jest to rozumowanie słuszne, co potwierdza wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski: „Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że z polskiej perspektywy obecność w Unii Bułgarii i Rumunii to rozwiązanie, z którego należy się cieszyć„. Zyskujemy sojuszników zarówno w sprawie zwiększania funduszy strukturalnych na pomoc ubogim regionom, a także eksportu mięsa do Rosji. Otóż Moskwa zapowiedziała, że od 1 stycznia będzie blokować eksport mięsa z dwóch nowych krajów członkowskich UE, tak samo jak z Polski. Teraz sytuacja Polaków uległa jednak znacznej poprawie, gdyż głos trzech państw będzie bardziej słyszalny i istotny, niż samotne „pohukiwania” Warszawy. Co więcej, nowym negocjatorem będzie nie cypryjski komisarz Markos Kyprianou, ale Bułgarka Megłene Kunewa, która ma podwójną motywację do zniesienia rosyjskiego embarga – dotyczy ono przecież także jej ojczyzny. Wejście do UE Bułgarii i Rumunii stwarza duże możliwości dla Polski, które powinniśmy maksymalnie wykorzystać.

Tymczasem w Ameryce rozgorzała dyskusja, czy należy na szczeblu federalnym zastrzec, że język angielski jest oficjalnym językiem urzędowym Stanów Zjednoczonych. Uczyniło to – jednak na niższym, stanowym szczeblu – już 27 stanów, a kolejne zamierzają podąrzyć ich śladem. Wszystko przez rosnącą liczbę populacji latynoamerykańskiej, która niekoniecznie uczy się angielskiego. Generuje to poważne koszty związane z tłumaczeniami, ale przede wszystkim zagraża jednolitości Stanów Zjednoczonych. Przeciwnicy regulacji na szczeblu federalnym mówią, że imigranci sami nauczą się języka i nie można tego wymuszać. Powołują się także na intencje Ojców Założycieli USA, którzy celowo nie uregulowali kwestii języka, gdyż ingerowałaby ona w wolność obywateli. Która opcja wygra w obliczu rosnącej imigracji i zmniejszania się białej populacji w Ameryce? Można domniemywać, że nacisk na oficjalne uznanie angielskiego za język urzędowy będzie rósł.

Rzeczpospolita

Wracamy do komentarzy związanych z egzekucją Saddama Husajna. W wywiadzie dla „Rz” Bahjat Suliman, członek Stowarzyszenia Irakijczyków w Polsce, stwierdza że zezwolenie na śmierć dyktatora to poważny błąd, który przyczyni się do zwiększenia niestabilności w Iraku. Wg niego „Tylko Saddam Husajn mógł uratować Stany Zjednoczone przed ostateczną klęską w Iraku. Jeśli pozwolono by mu znów przejąć władzę, wystarczyłby miesiąc, a przywróciłby porządek w kraju.” – i dodaje – „Taki kraj jak Irak potrzebuje dyktatora. Kogoś, kto będzie miał realną władzę. Podobnie jak wiele innych państw na Bliskim Wschodzie to prawdziwa puszka Pandory. Saddam Husajn pilnował, by nikt jej nie otworzył, by nie było podziałów na szyitów, sunnitów czy Kurdów. Po amerykańskiej inwazji nagle zaczęły obowiązywać podziały etniczne, które mogą doprowadzić do wojny domowej i rozpadu kraju. Obecnie nikt w Iraku nie ma realnej władzy i nie jest w stanie temu zapobiec.” Zupełnie odmiennie sprawę komentuje cytowany wcześniej Hatif Dżanabi: „Uważam, że wyrok zapadł zbyt późno, bo Saddam był dla nowego Iraku olbrzymim ciężarem. Dzięki jego egzekucji Irakijczycy mogli wejść w nowy rok już bez tego problemu. Jesteśmy świadkami ważnego momentu w historii. Często despotom i dyktatorom udawało się uniknąć sprawiedliwości. Ten wyrok to dobra nauczka nie tylko dla Saddama i jego zwolenników w Iraku, ale również dla całego świata. Zwłaszcza dla przywódców na Bliskim Wschodzie, gdzie wręcz roi się od tyranów.

Teraz kilka słów mojego komentarza. Nie można zgodzić się z osobami, które mówią, że śmierć Husajna poważnie przyczyni się do nasilenia przemocy w Iraku. Jej poziom doszedł już do takiego stopnia, że egzekucja dyktatora nie jest w stanie wpłynąć na dalszą eskalację zamachów i ataków terrorystycznych. Nie można również przyjąć głoszonej usilnie od kilku dni idei, jakoby Saddam stał się męczennikiem i legendą oraz że będzie groźniejszy po śmierci niż za życia. Niestety, legendę Husajna kreują – z wielkim nasileniem – media, głównie Zachodnie. Jest to wyjątkowo absurdalne, żeby nie powiedzieć otwarcie – głupie. Saddam nie był, nie jest i nie będzie żadną legendą. Był krwawym tyranem, mordercą własnych obywateli i oportunistą, który przywdział szaty wiernego muzułmanina wtedy, gdy uznał to za korzystne dla siebie. Dwulicowa postawa rządów arabskich i muzułmańskich – tak samo jak postawa mediów – zasługuje na słowa potępienia. Zgadzam się z cytowanymi wcześniej (pełne wypowiedzi w Dzienniku) Hatifem Dżanabim i Jakubem al-Khamisym. Koniec, kropka. Aby zakończyć wątek Saddama odsyłam do skrótu komentarzy prasy światowej, który znajdziecie tutaj.

Gazeta Wyborcza

Wypada zająć się także problemem negocjacji rządu Hiszpanii z terrorystami z ETA, organizacji domagającej się niepodległości dla Kraju Basków. Po niedawnym zamachu na madryckie lotnisko rząd premiera Zapatero zdecydował się zawiesić rozmowy z Baskami oskarżając ich o naruszenie trwającego od wielu miesięcy zawieszenia broni. Wybuch bomby, która zabiła 2 osoby a raniła 26, to poważny cios dla Jose Luisa Zapatero, który chciał drogą negocjacji doprowadzić do pokoju z ETA. Za cenę kolejnych ustępstw Zapatero liczył na osiągnięcie satysfakcjonującego obie strony kompromisu. Niestety, rzeczywistość po raz kolejny okazała się brutalna i premier musi się teraz gęsto tłumaczyć z fiaska swojej taktyki. Od razu znalazł się pod ogniem krytyki ze strony opozycyjnej Partii Ludowej, która za rządów premiera Jose Marii Aznara prowadziła twardą politykę wobec ETA. Aznar wolał rozwiązać problem metodami policyjnymi, a wszelkie negocjacje z terrorystami odrzucał. Zamach na madryckie lotnisko może doprowadzić do zmiany polityki socjalistycznego rządu, a analitycy są w większości przekonani, iż rozmowy pokojowe można spisać na straty. Jak widać, ustępstwa prowadzą do eskalacji żądań i nie można traktować ich jako złotego środka.

Na koniec dzisiejszego przeglądu wieści z Francji, gdzie w niedzielę minął termin zgłaszania kandydatów na prezydenta w największej partii w tym kraju – rządzącej Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP). Nikt nie zdecydował się stawić czoła Nicolasowi Sarkozy’emu, więc już teraz – choć partyjne wybory odbędą się 14 stycznia – Sarkozy może czuć się murowanym kandydatem prawicy. Jego kandydatura nie podobała się zbytnio niektórym członkom UMP, zwłaszcza powiązanym z obecnie urzędującym prezydentem Jacquesem Chirakiem, ale jego faworyci odpadli w przedbiegach – premier Dominique de Villepin w ogóle nie próbował ubiegać się o nominację, a minister obrony Michelle Allot-Marie w ostatniej chwili się wycofała. Sam Chirak zdaje się żyć jeszcze złudzeniem, że sam wystartuje w wyborach i spróbuje powalczyć o trzecią kadencję w Pałacu Elizejskim. Jest to jednak krok skazany z góry na porażkę, gdyż Chirak nie ma wysokich notowań, a także jest uważany za symbol stagnacji Francji. Tymczasem Sarkozy, zdecydowany i pracowity, a przede wszystkim wyrazisty minister spraw wewnętrznych (a przez krótki okres minister finansów) oraz jego główna rywalka w wyścigu prezydenckim – socjalista Segolene Royal – zapewniają tchnięcie ożywczego ducha w tryby francuskiego państwa, zapowiadają liczne zmiany i reformy. Sondaże jasno wskazują, że tylko ta dwójka ma realne szanse na wygraną i zmierzy się ze sobą w drugiej turze wyborów. Ważne będzie jednak także to, kto zwycięży w turze pierwszej, w której wystartować ma rekordowa ilość kandydatów. Mogą oni odebrać sporo procent poparcia głównym faworytom, a następnie zdecydować o tym, kto ma wygrać, przekazując swoje poparcie w drugiej turze. Wyścig po prezydenturę we Francji zapowiada się niezmiernie interesująco a będzie tylko preludium do dwóch kluczowych dla świata elekcji – wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych i Rosji.

Share Button