Sarkozy: To Mandelson jest winny irlandzkiemu „NIE” – entente non cordial?

Kilka tygodni temu francuski prezydent Nicolas Sarkozy udał się do Wielkiej Brytanii, gdzie spędził dwa pracowite dni. Poza kopaniem piłki na stadionie Arsenalu Londyn, najbardziej francuskiej drużyny brytyjskiej, Sarkozy rozmawiał z laburzystowskim premierem Gordonem Brownem o sprawach wielkich. Kiedy Carla Bruni robiła zniewalające wrażenie na Brytyjczykach, Sarkozy z Brownem ustalali powrót do entente cordial – brytyjsko-francuskiego porozumienia z początków XX wieku, które było wówczas przełomem na niespotykaną skalę.

Atmosfera sielanki na osi Paryż-Londyn nie trwała jednak długo. Ocieplone stosunki odwiecznych rywali doznały dzisiaj zdecydowanego ochłodzenia, kiedy Nicolas Sarkozy zdecydował się na zadziwiający atak na Petera Mandelsona, brytyjskiego komisarza ds. handlu. Zdaniem prezydenta Francji, to właśnie Mandelson oraz jego propozycje dotyczące ograniczenia protekcjonizmu rolnego w UE sprawiły, że Irlandczycy powiedzieli „nie” traktatowi reformującemu.

Oddajmy głos Sarkozy’emu: „Irlandzka debata skupiała się na aborcji, eutanazji… podatkach, Światowej organizacji Handlu oraz na rolnictwie. Nie można za to winić Barroso”, powiedział Sarkozy odpowiadając na pytanie, czy za wynik w Irlandii można winić przewodniczącego Komisji Europejskiej, „Wybierzcie kogoś innego, na przykład Mandelsona”. Jak stwierdził Sarkozy, Mandelson próbując znaleźć wyjście z impasu wokół tzw. rundy Doha zagalopował się, a nawet więcej. Ponownie zacytujmy Sarkozy’ego: „Co 30 sekund z głodu umiera dziecko, a my negocjujemy w ramach WTO zmniejszenie produkcji rolnej w UE o 1/5? Szczerze mówiąc, tylko jedna osoba popiera takie stanowisko – to pan Mandelson”.

Runda Doha to wdzięczny chłopiec do bicia, występujący w retoryce Sarkozy’ego jako emanacja wolnego handlu. Sarko, typowy francuski protekcjonista i wielbiciel tzw. narodowych czempionów, odniósł już znaczący sukces, wyrzucając z tekstu traktatu poparcie dla wolnego handlu, jako jeden z celów UE. Słysząc zupełnie bezsensowny atak na Mandelsona przypomina mi się stwierdzenie zasłyszane przed francuskimi wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w ubiegłym roku – „we francuskich warunkach SLD byłoby prawicą”. Patrząc na gospodarcze posunięcia Sarkozy’ego oraz jego retorykę, trudno nie przyznać racji autorowi powyższego stwierdzenia (niestety nie pamiętam ani kto ani gdzie je użył).

Po stronie Mandelsona stanęli jego przełożony, Jose Manuel Barroso – „[Peter Mandelson świetnie sobie radzi] na jednym z najtrudniejszych stanowisk na świecie” oraz ziomkowie komisarza – brytyjski sekretarz spraw zagranicznych David Milliband (który określił zachowanie Sarkozy’ego mianem filuternego, swawolnego) i premier Gordon Brown. Lider Labor Party i następca Tony’ego Blaira wychwalał Mandelsona, mówiąc – „Bardzo potrzebujemy tego porozumienia, a on do niego zmierza. Popieramy jego wspaniałe starania w tej sprawie”.

Zdaje się więc, że serdeczne porozumienie pomiędzy Brownem a Sarkozym dobiega końca, mimo tak obiecujących początków (współpraca przy budowie elektrowni atomowych). O ile w kwestii atomu obaj przywódcy mogą mówić o wspólnocie celów, jeśli chodzi o politykę oraz poglądy gospodarcze, ich poglądy są rozbieżne. Choć Brown żadnym wielbicielem Mandelsona nie jest, a panowie mają do siebie sporo żalu jeszcze z czasów przed-Blairowskich, Brown w kwestiach wolnego handlu i gospodarki w ogólności będzie bronił Mandelsona jak ognia.

Końca dobiega nie tylko entente cordial w stosunkach brytyjsko-francuskich, ale także francusko-polskich – choć utrzymywanie subsydiów rolnych łączy Warszawę i Paryż – gdyż pogląd Sarkozy’ego o zmuszaniu Irlandii do ponownego przeprowadzania referendum jest rządowi Donalda Tuska bardzo daleki.

Na kilka dni przed przejęciem przez Francję prezydencji w Unii Europejskiej, Nicolas Sarkozy robi bardzo kiepskie wrażenie. Jego wyskoków w żadnym stopniu nie tłumaczy okoliczność, że przygotowywał się do zupełnie innego półrocza, niż to, które przyjdzie mu „ogarniać”. Irlandzkie „nie” wywróciło koncepcję prezydencji Paryża do góry nogami, ale wielkich przywódców poznaje się po tym, że potrafią znaleźć wyjście z kryzysowych sytuacji. Póki co, Sarkozy pokazuje coś dokładnie odwrotnego – miota się w złości i miele ozorem po próżnicy, obrażając i wygrażając bez opamiętania.

Piotr Wołejko

Share Button