Kontroluje 17 procent udokumentowanych zasobów gazu ziemnego oraz ponad 60 procent rosyjskich rezerw tego surowca. Zasoby Gazpromu, największej na świecie kompanii gazowej, warte są prawie 200 miliardów dolarów. Kapitalizacja gazowego giganta, którego 50,002 procent akcji posiada państwo, przekracza 320 miliardów dolarów.
Przy obecnym poziomie wydobycia, rezerwy Rosji starczą na 80 lat. W lepszej sytuacji są tylko kraje regionu Zatoki Perskiej – na czele z Iranem oraz Nigeria, Libia, Wenezuela, Azerbejdżan oraz Kazachstan. Dla porównania, rezerwy USA i Kanady wyczerpią się w przeciągu dekady – tak wynika z raportu BP, na który powołuje się Gazprom w swoich statystykach.
W 2006 roku udział Rosji, a właściwie Gazpromu, gdyż koncern ten ma zapewniony monopol na eksport surowca, w eksporcie gazu ziemnego wyniósł 26,8 procent. To niewiele mniej, niż zsumowany eksport trzech kolejnych największych eksporterów – Kanady (11,3 procent), Norwegii (9,5) oraz Algierii (7).
Strategia Gazpromu jest prosta – from drill to grill, czyli opanować rynek gazowy od momentu wydobycia surowca, przez jego przetworzenie, transport aż po końcowego odbiorcę. Rosyjski gigant zainteresowany jest więc akwizycją oraz przejmowaniem udziałów w sieciach dystrybucyjnych i pragnie dotrzeć do swoich końcowych klientów w krajach takich jak Wielka Brytania czy Niemcy. Duże inwestycje czynione są w zakresie tzw. downstreamu, czyli rafinerii oraz produkcji petrochemicznej. Na tym właśnie najwięcej się zarabia. Zachodnie koncerny, jak Exxon czy Royal Dutch Shell, znaczącą część swoich przychodów czerpią z przetwarzania, a nie wydobywania surowców energetycznych.
Gazprom to prawdziwy gigant, w dodatku kontrolowany przez państwo. Można powiedzieć, że koncern stał się departamentem ministerstwa spraw zagranicznych albo nawet stał się MSZ-em. Polityczny sposób ustalania cen – niższe dla bratnich państw postsowieckich, wyższe dla republik nieprzyjaźnie nastawionych wobec Kremla. Warto jednak pamiętać, że 60 procent dochodów Gazpromu z eksportu gazu pochodzi Europy, gdzie Gazprom sprzedaje zaledwie czwartą część gazu. Dysproporcja dochodowa jest tak ogromna z powodu politycznego utrzymywania sztucznie niskich cen gazu dla odbiorców rosyjskich, zwłaszcza indywidualnych.
Kupowanie spokoju społecznego kosztuje, stąd Gazprom był zmuszony podwyższyć cenę zarówno dla państw z obszaru WNP, jak i dla odbiorców zachodnich. Rosyjski gigant potrzebuje ogromnych ilości kapitału na niezbędne inwestycje – wydobycie gazu z eksploatowanych dotychczas pól maleje i potrzebne są inwestycje dla przygotowania nowych złóż; unowocześnienia wymaga infrastruktura przesyłowa, którą w „powietrze” ucieka między 10 a 15 procent transportowanego surowca; wreszcie, Gazprom realizuje kilka projektów budowy gazociągów, m.in. podwodny Nord Stream, na które potrzebne są fundusze. Skoro na rynku wewnętrznym oraz na obszarze WNP, gdzie zużywane jest ok. 3/4 wydobywanego przez Gazprom gazu, nie ma szans na pozyskanie niezbędnego kapitału – Rosjanie zmuszeni są pozyskać go w Europie.
Problem z Gazpromem to jego polityczne zaangażowanie. Sterowany z Kremla koncern nie kieruje się w swoich działaniach regułami biznesowymi. Za każdą istotniejszą decyzją stoi polityka oraz interes strategiczny bądź taktyczny państwa. Stąd kompromitujące koncern spory i zakręcanie kurka Ukrainie i Białorusi oraz groźby zakręcenia kurka, jak chociażby ta najnowsza – na szczęście niespełniona, gdyż udało się dojść do porozumienia (w trakcie rozmów prezydentów Putina z Juszczenką, co pokazuje polityczny wymiar dostaw rosyjskiego gazu).
Kreml nie ukrywa, że zamierza wykorzystywać energetykę w swojej polityce zagranicznej i osiągać za pomocą „kija i marchewki” (gazu i ropy) swoje cele polityczne. Wiele osób oraz państw jest zaniepokojonych zaciskaniem się gazpromowskich kleszczy wokół Unii Europejskiej – Nord Stream oraz South Stream – a także tworzeniem sojuszy w innymi państwowymi monopolistami, jak chociażby algierski Sonatrach (choć Algierczycy zerwali współpracę z powodu zbyt nikłego zaangażowania ze strony Rosjan). Gazprom ma zamiar stać się także liczącym się graczem na rynku gazu skroplonego LNG, przejmując nawet 20 procent amerykańskiego rynku w 2020 roku. Eksploatacja pól na Sachalinie oraz pola Sztokman jest skierowana właśnie na rynek LNG.
Czy są powody, aby obawiać się Gazpromu? Z pewnością nie jest to typowa, przyjmując wzorce zachodnie, firma z branży surowców energetycznych. Jako de facto przedłużenie Kremla Gazprom realizuje strategię polityczną, a nie stricte biznesową. Rosja bez wątpienia zamierza monopolizować dostawy gazu do Europy – a wobec wyczerpywania się złóż brytyjskich i norweskich będzie to tendencja naturalna. Gazprom nie będzie jednak w stanie samodzielnie wydobywać gazu ze złóż, które posiada – tutaj otwiera się pole do współpracy z zachodnimi koncernami, jednak na warunkach rosyjskich.
Nie można winić Gazpromu ani Rosji za to, że zmierzają do powiększenia swoich wpływów – politycznych i finansowych. Europa ma wszelkie dane do tego, aby powstrzymać rosnące uzależnienie od rosyjskiego gazu. Nowe technologie oraz zwiększenie wykorzystania energetyki jądrowej oraz odnawialnej to tylko najbardziej oczywiste możliwości. Europa wcale nie musi padać przed Gazpromem na kolana – potrzeba tylko politycznej woli.
Póki nie będzie woli politycznej, Gazprom będzie odnosił kolejne sukcesy, a wraz ze wzrostem jego potęgi kolejne zwycięstwa będą przychodziły coraz łatwiej. Najważniejsze jest wymuszenie na Rosji równouprawnienia biznesowego w sektorze energetycznym – Rosjanie nieustannie oskarżają kraje UE o dyskryminowanie rosyjskich firm w dostępie do rynku energetycznego i zyskują często ustępstwa od poszczególnych rządów w tej sprawie. Tymczasem, UE zupełnie nie potrafi wymusić zasady wzajemności – czyli dopuszczenia europejskich firm do rosyjskiego sektora energetycznego, zwłaszcza do złóż surowców. Rosjanie dopuszczają do nich tylko wybranych, uzyskawszy wcześniej istotne ustępstwa i koncesje. Czasem posuwają się nawet do szantażu, jak w przypadku BP oraz złóż w Kowykcie, czy też projektu Sachalin-2 (więcej: Syndrom sztokmański, Syndrom sztokmański cz.2).
Niektórzy bardzo obawiają się dominacji Gazpromu. Inni z kolei twierdzą, że trzeba się z Gazpromem dogadać, inaczej odwróci on rurociągi i zacznie eksportować gaz do wiecznie nienasyconych Chin. Warto wtedy pamiętać, że to Europa zapewnia zdecydowaną większość przychodów Gazpromu (a więc i państwa rosyjskiego) i że tak samo, jak Europa potrzebuje gazu, tak Rosja potrzebuje pieniędzy; natomiast kwestia chińska jest jeszcze prostsza – najpierw muszą powstać gazociągi oraz magistrale przesyłowe, a te ciągle są „w proszku”. Ich budowa potrwa lata i pochłonie miliardy dolarów. Jest to więc niepewne i przyszłe zagrożenie. Niepewne, gdyż w Moskwie nie kryją obaw, iż Chiny wykorzystują Rosję jako rezerwuar surowców i że w dalekiej perspektywie, potężne Chiny nie są zbytnio na rękę Rosji.
Mapy: Gazprom w liczbach
Piotr Wołejko