Rosja, NATO i Azja Środkowa

Rosjanie powracają do Afganistanu. Już wkrótce rosyjskie uzbrojenie trafi do armii afgańskiej. Logicznym następstwem takiego kroku jest zapewnienie szkolenia afgańskich żołnierzy, aby mogli efektywnie rosyjską broń wykorzystywać. Zaskakującą decyzję o zwiększeniu zaangażowania Moskwy w sprawy Afganistanu podjęto w trakcie niedawnego spotkania amerykańsko-rosyjskiej grupy roboczej ds. zwalczania terroryzmu.

Nie ma oczywiście mowy o powrocie do Afganistanu żołnierzy rosyjskich, o czym swego czasu donosiły polskie gazety. Jak pisze w Asia Times M K Bhadrakumar, wieloletni indyjski dyplomata, informacje w polskiej prasie były klasycznym przykładem zmyłki autorstwa zachodnich wywiadów. Miały one na celu podkopanie rosnącej roli Rosji w regionie oraz ożywienie antyrosyjskiego resentymentu wśród Afgańczyków.

Rola Rosji w regionie Azji Środkowej zwiększa się, a Moskwa dość skutecznie odpiera amerykańskie i chińskie próby ingerencji na terytorium, które uznaje za własne podwórko. Współpraca z NATO w Afganistanie, w postaci zapewnienia broni dla armii afgańskiej, niewiele Rosję kosztuje, a pokazuje, że wsparcie rosyjskie jest niezbędne. Umacnia to tym samym wizerunek i pozycję Rosji jako fundamentu regionalnego bezpieczeństwa. Przy okazji, Rosjanie pokazują, że pomiędzy nimi a NATO nie musi trwać nowa zimna wojna. Kiedy interesy Moskwy i Sojuszu są zbieżne, a obie strony nie chcą pogorszenia sytuacji w Kabulu i przejęcia władzy przez radykałów, współpraca jest możliwa. Moskwa zyskuje więc także na Zachodzie, zwłaszcza w Europie, która sama bardzo niechętnie i z coraz mniejszym entuzjazmem wspiera misję w Afganistanie.

Od dostarczenia broni Afganistanowi do odzyskania wpływów w tym kraju jest bardzo daleko. Rosjanie bardzo dobrze pamiętają kosztowną wojnę, która pośrednio doprowadziła do upadku Związku Sowieckiego. Jak zauważa doświadczony rosyjski dyplomata Zamir Kabulov, który był sowieckim ambasadorem w Kabulu w okresie interwencji ZSRR w tym kraju, a który teraz powrócił do Kabulu jako ambasador Federacji Rosyjskiej, „Nie doceniliśmy alergii afgańskiego narodu do wszelkiej maści najeźdźców, gdyż sami nie uważaliśmy się wówczas za najeźdźców. Zlekceważyliśmy tradycję, kulturę i religię Afgańczyków”. Rosjanie zapewniają broń afgańskiej armii, gdyż, jak mówi Kabulov, „można podwoić albo potroić liczebność kontyngentu i nadal przegrywać wojnę, gdyż nie liczby, a jakość afgańskiej armii i policji liczą się najbardziej”.

Pomoc NATO w Afganistanie leży w interesie Rosji. Natomiast jeśli chodzi o interesy w regionie Azji Środkowej porozumienia pomiędzy Rosją a Zachodem (Ameryką i Europą) nie będzie. Obie strony inaczej widzą stabilizację regionu i porozumienie jest niemożliwe. Co najwyżej w poszczególnych, najczęściej incydentalnych sprawach, jaką właśnie jest Afganistan. To, co najbardziej interesuje Moskwę na obszarze Wspólnoty Niepodległych Państw to kontrola nad surowcami energetycznymi. Stąd Kreml bardzo ostrożnie podchodzi do współpracy z Chinami, zwłaszcza w ramach Szanghajskiej Organizacji Współracy, którą Pekin wykorzystuje jako okazję do penetrowania poszczególnych państw regionu w poszukiwaniu surowców. Za fasadą wspólnych interesów kryje się ostra rywalizacja rosyjsko-chińska i sprytna taktyka Chińczyków, którzy prowadzą bilateralne rozmowy z członkami organizacji, zamiast załatwiać te sprawy wspólnie, na forum organizacji.

Rosja musi bardzo uważać na chińskie działania, które stoją w sprzeczności z kluczowymi interesami Rosji. W Moskwie patrzą na dynamicznie rozwijające się Chiny z mieszanką podziwu i strachu. Wkrótce strach zacznie przeważać. Tym bardziej, że Chińczycy są bezwzględni i dogadają się z każdym i przeciwko każdemu, jeśli w grę wchodzą surowce energetyczne. Zasoby ropy i gazu w regionie Azji Środkowej są bardzo duże i kto będzie sprawował nad nimi kontrolę, ten znajdzie się w bardzo komfortowej pozycji za 5-10 lat. Dlatego Rosjanie tak mocno wspierają chociażby uzbeckiego watażkę Karimova oraz kazachskiego satrapę Nazarbajewa. Dlatego też na ropę z Kazachstanu Polska nie ma co liczyć, gdyż w chwili obecnej za sznurki w Astanie pociągają Rosjanie. A jeśli nawet to się zmieni, wydaje się, że Chińczycy przebiją nas na wejściu.

Bhadrakumar zwraca w swoim tekście uwagę na ciekawą propozycję wysuniętą przez prezydenta Uzbekistanu Islama Karimova, powołania do życia organizacji na wzór UE i NATO poprzez połączenie istniejących już Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym oraz Eurazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Taka organizacja miałaby stanąć niejako w opozycji także do Szanghajskiej Organizacji Współpracy, której dwugłowe przywództwo chińsko-rosyjskie nie ma wspólnej wizji rozwoju. Chińczycy podchodzą do SzOW pragmatycznie, z typowym dla siebie spokojem, a nawet obojętnością.

Podsumowując, Rosjanie w ciągu ostatniej dekady wzmocnili swoją pozycję w regionie postsowieckim tak wyraźnie, że wszelkie dyskusje o wyciąganiu kolejnych państw (jak choćby Gruzji) z ich strefy wpływów to zwyczajne mrzonki. Moskwa ponownie roztacza „opiekę” nad swoimi ex-republikami i toczy, zwycięską, póki co, bitwę o kontrolę nad zasobami energetycznymi z Chinami. Relacje z NATO są chłodne, ale Moskwa jest gotowa do współpracy z NATO, jeśli taka współpraca leży w jej interesie. Jeśli interesy są sprzeczne, wszystko wraca do „normy”, na co dowodem są ostatnie wypowiedzi premiera Putina dla francuskiej prasy: „Związek Sowiecki już nie istnieje. Nie ma żadnego zagrożenia, natomiast NATO nadal istnieje. Pojawia się pytanie: przeciwko komu skierowane jest istnienie organizacji? A rozszerzanie Sojuszu to tworzenie nowych granic w Europie. Nowych murów berlińskich. Tym razem niewidzialnych, ale nie mniej niebezpiecznych. Widzimy także infrastrukturę wojskową zbliżającą się do naszych granic. Po co? Nikt nie stanowi zagrożenia”.

Piotr Wołejko

Share Button