Powiedzieć, że wszystko stało się jasne, byłoby kpiną z Czytelników. Przecież wszystko było jasne od początku, a teraz znajdujemy tylko potwierdzenie ówczesnej pewności. W sobotę 24 września Dmitrij Miedwiediew ogłosił, na zjeździe partii władzy Jedna Rosja, iż to Władimir Putin będzie kandydował na prezydenta Federacji Rosyjskiej, które odbędą się 4 marca 2012 roku. Kreml opuszcza młoda, wykształcona i ładna buzia aktora zwanego dla niepoznaki prezydentem, a wraca stara, dobrze znana, zimna twarz ex-kagiebisty, patrona układu rządzącego Rosją od ponad dekady.
Miedwiediew zapewnia, iż układ z Putinem o kandydowaniu zawarli już cztery lata temu. Późniejsze wahania i teatrzyk pt. rozważam drugą kadencję, to marketingowy blef pozorujący jakąkolwiek rywalizację. Miedwiediew odegrał swoją rolę, był dobrym prezydentem na czas odwilży ze Stanami Zjednoczonymi, a teraz – gdy USA wyraźnie osłabły – zaczyna się czas Putina. Nie sugeruję w żadnej mierze, iż USA mają jakikolwiek wpływ na obsadę stanowiska na Kremlu, zwracam uwagę na interesującą koincydencję, która jest bardzo korzystna dla Rosji.
Coś się kończy, coś się zaczyna
Putin wraca, ale tak naprawdę nigdy nie odszedł. Jako premier często przyćmiewał prezydenta, zawsze był blisko, zawsze to on pociągał za sznurki. Miedwiediew miał pewną autonomię, ramy dla swobodnego działania. Nigdy nie przekroczył granicy, którą wyznaczył mu jego mentor i nadzorca, a rzekomo także przyjaciel. Miedwiediew uśmiechał się wtedy, gdy było trzeba, gdy smutna twarz Putina zostałaby źle odebrana. Patronował niby liberalnym inicjatywom, wstawiał się za Chodorkowskim, zapowiadał szeroko zakrojoną modernizację. Niekiedy stawiano go w opozycji do Putina, jednak zawsze wyglądało to niewiarygodnie.
Wraz z powrotem Putina na Kreml, który dokona się już za pół roku, polityka zagraniczna Rosji wróci na jednoznacznie twardy i kategoryczny kurs. Skończy się mizdrzenie do Stanów Zjednoczonych, powróci bezlitosne rozgrywanie Europy, najpewniej zakończy się odbudowa pragmatycznych relacji z Polską. W obliczu zagrożenia interesów Moskwy w postaci eksploatacji gazu z łupków, Rosja z Putinem na czele na pewno podejmie liczne działania zapobiegawcze. Być może nawet tak prymitywne jak embargo na niektóre towary.
Scenariusz rozpisany na ćwierć wieku?
Gdyby przyjrzeć się działaniom Miedwiediewa, chociażby wobec USA czy UE, to de facto – poza warstwą retoryczną – nie odbiegały one zbytnio od polityki Putina. Była to putinowska Rosja po niewielkim liftingu. Zmiana tak wiarygodna jak przemiana Jarosława Kaczyńskiego przed wyborami prezydenckimi w ubiegłym roku. Marketingowo efektowna, dla bardziej naiwnych nawet efektywna. Bystrzejsi obserwatorzy nigdy tego nie kupili i, jak widać, mieli stuprocentową rację.
Nie posuwałbym się tak daleko w przewidywaniach jak Wiaczesław Nikonow, rosyjski politolog, który twierdzi, iż Putin i Miedwiediew uregulowali sytuację polityczną w Rosji do 2036 roku. Oznaczałoby to, że teraz dwie sześcioletnie kadencje porządzi Putin, a następnie manewr ten powtórzy Miedwiediew, względnie będą się co 6 lat wymieniać. Jest to klasyczne dla politologów myślenie. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że mówimy o perspektywie dwóch i pół dekady. Przez ćwierć wieku najpewniej zmienią się uwarunkowania zewnętrzne oraz wewnętrzne, stąd trudno prognozować, czy układ władzy, któremu patronuje Putin, utrzyma się w niezmienionym stanie.
Nie pozostaje nic innego, jak przygotować się na powrót Putina do oficjalnego sprawowania funkcji prezydenta Rosji. Wraca stare, które de facto nigdy nie odeszło.
Piotr Wołejko