Od ogłoszenia niepodległości w 1957 roku Malezją rządzi bez przerwy ta sama koalicja Frontu Narodowego (Barisan Nasional), w której pierwsze skrzypce odgrywa UMNO (United Malay National Organization). Marcowe wybory parlamentarne także wygrało UMNO wraz ze swoimi partnerami. Partia rządząca zdobyła 140 z 222 mandatów w parlamencie. Wynik więcej niż przyzwoity – można by rzec na pierwszy rzut oka.
Byłaby to jednak przedwczesna ocena. Barisan Nasional utraciło większość konstytucyjną, którą posiadało od lat 60. Co gorsze, opozycja zdobyła 37-procentowe poparcie (poprzednio ledwie 9-procentowe) i zwiększyła stan posiadania do 82 deputowanych. Na tym nie koniec – opozycja przejęła także kontrolę nad czterema prowincjami i utrzymała kontrolę nad piątą (Penang, Selangor, Perak, Kedah i Kelantan). Straty UMNO są ogromne, a premier Abdullah Badawi najpewniej pójdzie pod nóż.
Coraz częściej pojawiają się informacje, jakoby opozycja była w stanie wyłuskać nawet trzydziestu-kilku deputowanych z koalicji Barisan Nasional i, tym samym, przejąć władzę. Oznaczałoby to klęskę partii Malajów, etnicznej większości w kraju, której reprezentantem było UMNO. Piszę w czasie przeszłym, gdyż wielu etnicznych Malajów poparło partie opozycyjne, reprezentujące głównie mniejszości etniczne – chińską czy hinduską. Zwycięstwo wyborcze UMNO jest porażką tego ugrupowania dlatego, że partie mniejszości etnicznych przełamały dotychczasową „tradycję” głosowania w ramach podziałów etnicznych.
Dlaczego UMNO, którego szefowie byli premierami przez pięć dekad, straciło poparcie tak wielu Malajów? Powody są przyziemne i oczywiste, po części wynikają z odwiecznych i niczym niezagrożonych rządów – korupcja, nepotyzm i protektorstwo, nieudolność, autorytarne ciągotki. Inną przyczyną jest coraz mniejsza popularność, także wśród Malajów, polityki dyskryminacji mniejszości etnicznych w życiu publicznym. Absolutny brak kontroli i rozpasanie poszczególnych polityków Barisan Nasional, a UMNO w szczególności, sprawiły, że koalicja rządząca poniosła tak naprawdę druzgocącą porażkę.
Klęska jest na tyle poważna, że swój powrót do polityki, i walkę o stanowisko szefa UMNO/premiera rządu, rozważa dr Mahatir Mohammad, znany z niesławnej akcji podporządkowania sobie sądownictwa w 1988 roku. Wydaje się, że z teką premiera pożegna się Abdullah Badawi, który całkowicie rozczarował. W poprzednich wyborach miał na sztandarach zwalczanie korupcji i nepotyzmu. Niestety dla niego, nie wywiązał się z obietnic – a korupcja i nepotyzm kwitły w trakcie jego rządów.
Zmiana Badawiego na kogoś innego to jednak tylko i wyłącznie półśrodek. Musi się zmienić mentalność polityków UMNO i partii sojuszniczych. Malezja nie jest już prywatnym folwarkiem wąskiej elity politycznej. Powstała silna i – jak na razie – zjednoczona opozycja, która z pewnością będzie patrzeć na ręce rządzącym. Sama świadomość, że opozycjoniści mogą naprawdę dojść do władzy będzie czymś o wiele więcej niż zimnym prysznicem. I choć utrata władzy przez Barisan Nasional jeszcze w tym parlamencie wydaje się, póki co, mało prawdopodobna, wyborcy wysłali wyraźny sygnał rządzącym – możemy was wymienić.
Przejęcie władzy przez opozycję byłoby bardzo zdrową oznaką dojrzałości malezyjskiej demokracji. Każda partia, nawet najlepsza i składająca się z najszlachetniejszych ludzi, z czasem traci zahamowania i kontrolę nad swoimi zachowaniami. Silna opozycja, zdolna do nieustannej kontroli nad władzą jest niezbędna. Zmiana u sterów władzy to oznaka dobrego stanu demokracji. Malezja do takiej zmiany szykuje się dopiero po pięciu dekadach. W kolejce do zmiany czeka np. Afrykański Kongres Narodowy w Republice Południowej Afryki – jednak tam, póki co, opozycja jest zbyt słaba i podzielona. Stąd marną pociechą są oznaki coraz głębszych podziałów w obozie rządzącym.
Więcej: The Economist, Asia Times
Piotr Wołejko
grafika: economist.com