Podjazdowa wojenka Czadu z Sudanem

Trzy miesiące temu rebelianci wspierani przez Sudan szturmowali stolicę sąsiedniego Czadu, Ndżamenę – bez sukcesu. Teraz nadszedł czas na odwet. Rebelianci wspierani przez Czad walczyli z siłami rządowymi na przedmieściach Chartumu. Efekt? Sudan zrywa relacje dyplomatyczne z Czadem. Preludium do wojny? Wątpliwe. Natomiast z pewnością nasilą się walki „rebeliantów”, którzy pełnią w konflikcie Czadu z Sudanem taką rolę, jak Hamas czy Hezbollah w planach Iranu. Pełnią funkcję zastępców, najętych najemników – w języku angielskim świetnie oddaje to słowo proxy.

W państwowej telewizji prezydent Sudanu Omar al-Bashir stwierdził kategorycznie, że „napastnicy” to w większości siły wspierane i przygotowane przez Czad. Rebelianci to bojownicy z darfurskiego Justice and Equality Movement (JEM), którym prezydent Czadu Idriss Deby zawdzięcza pozostanie przy władzy. To bowiem JEM wsparło słabe siły rządowe podczas ataku prosudańskich bojówek na Ndżamenę. Naturalnym krokiem po ustabilizowaniu sytuacji w stolicy Czadu był odwet na sponsorach ówczesnych starć.

Atak na Chartum zakończył się fiaskiem – rebelianci się wycofali. Jednak nie o zdobycie stolicy tu chodziło. Ważniejsza była projekcja siły i pokazanie przeciwnikowi, że Czad potrafi się odgryźć. Na linii Ndżamena-Chartum iskrzy od lat. Ostatnio głównie z powodu sytuacji w Darfurze, sudańskiej prowincji graniczącej z Darfurem. Z powodu czystek etnicznych i zwyczajnych bandyckich napadów na miejscową ludność, dokonywanych przez prorządowe arabskie milicje (dżandżawidów), życie straciło ponad 300 tysięcy osób, a ponad dwa miliony musiały uciekać. Wielu uchodźców znalazło schronienie w Czadzie, jednak było to schronienie tymczasowe. Granice w Afryce to sprawa względna – arabskie milicje a nawet siły rządowe zapędzały się wielokrotnie na terytorium po czadyjskiej stronie granicy.

W całe to zamieszanie zamierza wpakować się jeszcze Unia Europejska, która chce wysłać ok. 4 tysięcy żołnierzy na granicę Czadu z Sudanem. W lutym br. pisałem, że misję należy odwołać, gdyż nie ma ona żadnego sensu. Jest ona z góry skazana na niepowodzenie, a stanowi tylko „proszenie się” o nieszczęście – kuszenie losu. Co przyjdzie milionom mieszkańców Darfuru z żałosnych czterech tysięcy żołnierzy, którzy nie będą mieli praktycznie żadnych uprawnień?

Pozwolę sobie przytoczyć fragment z mojego wcześniejszego tekstu: „Zbyt małe siły, zbyt duży obszar działania, zbyt dużo osób do ochrony i zbyt wiele zagrożeń, które czają się na uchodźców oraz siły humanitarne. Zresztą największym zagrożeniem dla tychże sił jest ich niewystarczająca liczebność oraz problemy z zebraniem odpowiedniego sprzętu, logistyka.” W obliczu narastającego konfliktu pomiędzy Czadem a Sudanem, tylko unijnych żołnierzy jeszcze tam brakowało.

Piotr Wołejko

Share Button