Podążamy w stronę katastrofy

W Stanach Zjednoczonych toczy się bezpardonowa batalia o wsparcie pieniędzmi podatników trzech upadających producentów samochodów. General Motors, Ford oraz Chrysler, a także zrzeszający większość robotników z fabryk tych koncernów związek zawodowy UAW domagają się 25 miliardów dolarów. W innym wypadku, grożą szefowie firm oraz związkowcy, ikony amerykańskiego i światowego przemysłu motoryzacyjnego zbankrutują
 
W kolejce po państwowe pieniądze stoją także europejscy producenci samochodów, czekając z niecierpliwością na decyzję Amerykanów. Jeśli Kongres, w którym większość posiadają przychylni udzieleniu pomocy Demokraci, zdecyduje się na przyznanie pomocy GM, Fordowi i Chryslerowi, rządy państw europejskich znajdą się pod silną presją i zapewne się ugną. Tym samym z 25 miliardów dolarów zrobi się wielokrotność tej sumy
 
Pojawia się pytanie, dlaczego skoro pomagamy koncernom motoryzacyjnym, mamy nie pomóc firmom z innych branż? Rządom coraz trudniej będzie odmawiać wsparcia finansowego, gdyż każdy przypadek ugięcia się stwarza niebezpieczny precedens. I słowa Angeli Merkel, która zapowiadała, że ewentualnego wsparcia dla Opla nie można traktować jako precedensu są warte mniej więcej tyle samo, ile podobne wypowiedzi ministra Sikorskiego o uznaniu niepodległości Kosowa. Precedens to precedens, żadne słowa tego nie zmienią.
 
Obecny kryzys coraz wyraźniej odbija swe piętno w sferze realnej gospodarki. Słabnie konsumpcja, zmniejsza się wymiana handlowa, firmy ograniczają produkcję i zwalniają pracowników. Mamy globalne spowolnienie, które należy uznać za nic innego jak wejście w kolejny cykl ekonomiczny. Po okresie wzrostu dobrobytu zawsze następuje spowolnienie, a po spowolnieniu znowu następuje faza szybszego rozwoju.
 
Porównania do Wielkiej Depresji z przełomu lat 20. i 30. ubiegłego wieku, wcześniej po prostu śmieszne, zaczynają pełnić rolę samospełniającej się przepowiedni. Nie dzieje się to jednak dlatego, że kryzys jest tak poważny, ale dlatego, że rządy państw popełniają stare, dobrze znane (zanalizowane i skomentowane) błędy. Powracają nastroje protekcjonistyczne, których wyrazem jest chociażby chęć udzielenia wsparcia Wielkiej Trójce z Detroit.
 
Klęsce Wielkiej Depresji winny był bowiem protekcjonizm, który doprowadził do drastycznego zmniejszenia wymiany handlowej. Próba ochrony poszczególnych sektorów gospodarki przez pojedyncze państwa była przyczyną dramatycznego wzrostu bezrobocia i wpędziła w biedę dziesiątki milionów ludzi. „Słynna” ustawa Smoota-Hawleya, wprowadzająca wysokie cła na 20 tys. towarów była gwoździem do trumny światowej gospodarki.
 
Działania polityków, czy kierunki, w jakich zamierzają działać, stoją w sprzeczności z postanowieniami niedawnego szczytu G20, który odbył się w Waszyngtonie. Przywódcy największych potęg gospodarczych ustalili bowiem, że jedynie otwarta, wolna globalna gospodarka może zapewnić rozwój i dobrobyt. Punkt trzynasty dokumentu podsumowującego spotkanie, przyjętego przez liderów G20 rozpoczyna się jasną i stanowczą deklaracją: „Podkreślamy znaczenie odrzucenia protekcjonizmu (…) w czasach niepewności finansowej„. 
 
Tymczasem, zamiast ceł i dodatkowych obciążeń nakładanych na towary importowane mamy do czynienia z próbami czynienia wyłomów w globalnych zasadach konkurencji. Wspieranie jednej branży oznacza bowiem wzmocnienie jednych firm, kosztem pozostałych. Inne firmy są więc w gorszej sytuacji i także mogą zwrócić się o wsparcie, które najpewniej zostanie im udzielone. W ten sposób uprzywilejowana zostaje jedna branża, co stawia w niekorzystnej sytuacji pozostałe branże. Zaklęty krąg właśnie się zamyka, a rząd, który już raz się złamał, złamie się po raz kolejny, i po raz kolejny…
 
Protekcjonizm jest nie tylko szkodliwy globalnie, ale lokalnie. Promuje się nieudolne i nieefektywne przedsiębiorstwa oraz zły styl zarządzania. Transferuje się pieniądze obywateli czy przedsiębiorstw do innych obywateli czy przedsiębiorstw. Jeśli na tym ma polegać nowa doktryna fiskalna prezydenta (jeszcze elekta) Obamy, który także popiera udzielenie wsparcia Wielkiej Trójce z Detroit, to de facto wszyscy Amerykanie staną się biedniejsi, a ci mniej zamożni stracą najwięcej. Spread the wealth (rozprzestrzeniaj bogactwo) to doktryna, która w obecnym kształcie jest szkodliwa dla większości obywateli.
 
Wsparcie General Motors, Forda i Chryslera to tylko pierwszy klocek domina, którego upadek może doprowadzić do prawdziwej katastrofy. Ciekawie pisze o tym Daniel J. Mitchell z Cato Institute. Pomoc finansową dla koncernów motoryzacyjnych można porównać do dotychczasowych reform polskiego górnictwa czy służby zdrowia – wrzucanie pieniędzy do worka bez dna. Teraz takich worków może być więcej.
 
Piotr Wołejko
Share Button