Pakistan, radykałowie i wojna z Indiami

Pakistańska armia i służby specjalne wykreowały większość radykalnych ruchów i organizacji, które od wielu miesięcy prowadzą kampanię terroru w całym Pakistanie. Niegdysiejsze wygodne narzędzia, za pomocą których Islamabad realizował własne interesy stały się dziś źródłem ogromnych kłopotów i wielkiego ambarasu dla całości pakistańskich elit rządzących (w tym oczywiście wojskowych).

Rozmaite grupy potrzebne były do kontrolowania Afganistanu, zachodniego sąsiada Pakistanu, który Islamabad traktuje jako polisę ubezpieczeniową na wypadek nieuchronnego konfliktu zbrojnego z Indiami. Afganistan traktowany jest jako tzw. „strategiczna głębia”, dzięki której po planowanym indyjskim uderzeniu pakistańskie siły przegrupują się i dokonają kontrnatarcia. Stąd m.in. aktywne wspieranie talibów w przejmowaniu władzy w Kabulu i całym Afganistanie. Stąd promocja innych radykalnych grup, które miały wzmocnić wpływy Pakistanu w Azji Centralnej.

Drugim krajem, który jest celem tworzonych bądź wspieranych przez Pakistan organizacji są Indie. Odwieczny i śmiertelny wróg. Nawet gdyby spór o Kaszmir nie istniał, relacje indo-pakistańskie byłyby trudne i napięte. W Pakistanie dominuje bowiem przekonanie o wrogich zamiarach New Dehli. Indie mają czyhać na pakistańską suwerenność. Aby ugodzić przeciwnika i skupić jego uwagę i zasoby na wewnętrznym zagrożeniu, Pakistan sponsoruje ugrupowania, które przeprowadzają w Indiach zamachy terrorystyczne. Pamiętamy atak na parlament sprzed kilku lat, czy atak na wiele celów w Mumbaju z 2008 roku.

Problemem pakistańskiej doktryny jest uznawanie własnego kraju za równorzędnego rywala dla Indii, przy jednoczesnym zrozumieniu realiów (czyli różnicy potencjałów i powiększaniu się jej). Pierwsze wymusza twardą linię dyplomatyczną i brak elastyczności, drugie zaś odwoływanie się do środków walki asymetrycznej. Należy mieć także na uwadze, że za najważniejsze sprawy państwa odpowiada armia. Nawet jeśli aktualnie władzę sprawuje rząd cywilny, kluczowymi dziedzinami – polityką obronną oraz zagraniczną – kieruje wojsko. Jak powszechnie wiadomo, wojskowi to nie dyplomaci.

Pakistan na własne życzenie stanął na drodze do uznania go za państwo upadłe. Dawni protegowani radykałowie częściowo zerwali się ze smyczy. Powstały też nowe ugrupowania. W kraju od miesięcy trwa kampania terroru i przemocy. Jedną z jej ofiar jest była premier Benazir Bhutto. Jednocześnie pakistańskie wojsko i służby specjalne udzielają wsparcia i ochrony części afgańskich radykałów, tzw. grupie Hakkaniego. Według różnych źródeł jest to od kilku do kilkunastu tysięcy bojowników sprzyjających talibom i Al-Kaidzie. Być może ludzie Hakkaniego pomagali w niedawnym zamachu na placówkę CIA w prowincji Khost.

Amerykanie są zniecierpliwieni niechęcią Pakistanu do rozprawienia się z radykałami. Dotychczasowe, choć i tak bezprecedensowe, operacje przeciwko sympatykom talibów, okazały się niewystarczające. Armia zwalcza selektywnie wybrane grupy, nie następując na odciski tych, którzy cieszą się poparciem generałów i są uważani za atuty w przyszłej rozgrywce o Afganistan. W końcu Amerykanie kiedyś opuszczą ten kraj, a paranoja przed indyjską infiltracją wymusza utrzymywanie silnego sojusznika, który szybko „pozamiata” Afganistan, gdy Jankesi spakują manatki.

Istnieją jednak obawy, czy radykałowie nie zadadzą wcześniej śmiertelnego ciosu pakistańskiej państwowości. Rebelia na pograniczu z Afganistanem, rebelia w Baluczystanie, intensyfikująca się przemoc w pozostałych częściach kraju. Separatyzmy i radykalizm islamski to poważne zagrożenia dla Pakistanu. Niektórzy w Pakistanie obawiają się, że wkrótce słabość Islamabadu wykorzystają Indie i zaatakują Pakistan. Celem Hindusów będzie rozczłonkowanie Pakistanu, m.in. poprzez stworzenie w Baluczystanie marionetkowego państwa. Pocięty na kawałki Pakistan przestanie stanowić poważniejsze zagrożenie dla potężnych Indii.

Nawet Chiny mogą nie kiwnąć palcem przy indyjskiej ofensywie, gdyż same są coraz bardziej zaniepokojone rozwojem wydarzeń wewnątrz Pakistanu. Pekin może dojść do wniosku, że pakistański sojusznik jest im niepotrzebny, a zaprowadzenie porządku rękami Indii oznacza przeniesienie na New Dehli kosztów tej operacji. Chińczycy nie odpuszczą raczej portu w Gwadarze, gdzie inwestują potężne pieniądze i którego nie oddadzą pod kuratelę Indii.

Realia czy political-fiction? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam. W każdym razie niektórzy już drugi rok z rzędu przewidują, że Indie zaatakują Pakistan, a nikt Islamabadowi nie pomoże. Nawet bez indyjskiej inwazji Pakistan ma ogrom poważnych problemów do rozwiązania. Doświadczenie lat ubiegłych pokazuje, że trudno liczyć na istotne postępy. Należy przewidywać dalsze pogarszanie się sytuacji wewnętrznej Pakistanu.

Piszący powyższy artykuł korzystałem m.in. z: Geopolitical reality bites, Daily Times, The final round has to come yet, Indian Cold Start Doctrine.

Piotr Wołejko

Share Button