Pakistańska komisja wyborcza zdecydowała o przesunięciu wyborów parlamentarnych na 18 lutego. Wcześniej planowano, że odbędą się one 8 stycznia, lecz zamieszki i niepokoje wywołane zamachem na Benazir Bhutto spowodowały, że elekcja odbędzie się za 6 tygodni.
Prezydent Musharraf, który od końca listopada nie jest jednocześnie szefem sztabu armii – został cywilem, znajduje się pod ostrzałem opozycji. Niejasne są przyczyny śmierci pani Bhutto, a zmiana daty wyborów nie podoba się głównym partiom opozycyjnym. W tych działaniach widać jednak tani populizm, gdyż mało kto wyobraża sobie przeprowadzenie wyborów w obecnej sytuacji wewnętrznej. Opozycja jest także nie do końca wiarygodna, gdyż co chwilę zmienia decyzję odnośnie bojkotu wyborów. Koniunkturalizm jest widoczny gołym okiem.
Zamieszanie w Pakistanie bezpośrednio przekłada się na sytuację w Afganistanie. Przez fikcyjną granicę afgańsko-pakistańską płynie strumień broni i bojowników talibskich. M K Bhadrakumar, doświadczony hinduski dyplomata, zauważa w Asia Times, iż Talibowie zamierzają powtórzyć taktykę z czasów pierwszego „podboju” Afganistanu. Z jednej strony prą w kierunku północy, z drugiej starają się okrążyć siły natowskie przejmując kontrolę nad zachodem kraju. W obliczu sprawowania praktycznej kontroli nad południowymi prowincjami, wkrótce może się okazać, że siły NATO i ISAF znajdują się w kotle. Bhadrakumar twierdzi także, iż, brew natowskiej propagandzie, Talibowie nie mają najmniejszych problemów z werbowaniem afgańskich bojowników, gdyż 80% społeczeństwa jest zdegustowanych działaniami rządu w Kabulu, powszechnie uważanego za nieefektywny i skorumpowany. Ciekawie to wygląda w świetle sondaży opublikowanych przez The Economist, które wskazują, iż ok. 70 procent Afgańczyków popiera obecność zagranicznych wojsk w ich kraju. Pozornie więc podane powyżej wyniki się wykluczają (pozornie, gdyż Afgańczycy negatywnie oceniają rząd, ale pozytywnie odnoszą się do wojsk zachodnich, które są uważane za gwaranta stabilności oraz odbudowy). Odmienny jest także wydźwięk tekstów w Asian Times i The Economist. I niewiele zmienia tu fakt, iż Bhadrakumar pisze już po śmierci pani Bhutto, gdyż artykuł w brytyjskim tygodniku traktuje o Afganistanie szerzej, w pewnym oderwaniu od bieżących wydarzeń międzynarodowych.
Faktom nie można jednak zaprzeczać. Sytuacja w Afganistanie systematycznie się pogarsza, a zachodnie wojska kontrolują głównie miasta i miasteczka, a rozlegełe tereny – ok. 3/4 powierzchni kraju, znajduje się poza ich kontrolą. Jak widać na przedstawionych przez The Economist mapach (obok), Talibowie kontroluję już prawie połowę kraju, a wkrótce – o czym mpisze Bhadrakumar – mogą zagrozić Kabulowi. Amerykanie i ich sojusznicy mogą wpaść w pułapkę, w którą wpadły w latach 80. wojska sowieckie – taktycznie odnoszą sukcesy, ale strategicznie ich pozycja stale się pogarsza.
W obliczu coraz realniejszej klęski, do której przyczynić może się rozwój wydarzeń w Pakistanie – niezależnie, czy władzę przejmie opozycja, czy chaos po śmierci Bhutto rozleje się na cały kraj; wiele mówi się także o tym, iż coraz mniejszy entuzjazm w walce z Talibami przejawia pakistańska armia, Amerykanie gorączkowo apelują do swoich natowskich partnerów o dodatkowe oddziały. Szczyt NATO w Bukareszcie, który odbędzie się w kwietniu tego roku może być kluczowy. Jeśli zabraknie politycznej woli do wysłania większej ilości żołnierzy, afgańska misja może zakończyć się klapą. Co prawda sami Amerykanie zwiększą swoje możliwości, jeśli chodzi o liczbę możliwych do wysłania do Afganistanu żołnierzy, ale jest to uzależnione od sukcesów w stabilizowaniu sytuacji w Iraku.
Zwiększenie ilości zachodnich żołnierzy jest niezbędne. Tym bardziej, że afgańska armia jeszcze przez długie lata nie będzie gotowa do wzięcia choćby częściowej odpowiedzialności za bezpieczeństwo. Aktualnie jest zbyt mała – ok. 70 tys. żołnierzy (przewidywany rozmiar ostateczny to 200 tysięcy), niedostatecznie uzbrojona, a wyszkolenie pozostawia wiele do życzenia. Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja policji, która oprócz problemów, które przeżywa armia, jest toczona od wewnątrz przez raka korupcji.
Śmierć Benazir Bhutto przyszła więc w bardzo niedobrym momencie. Niestabilność w Pakistanie to ostatnia rzecz, jakiej Amerykanie mogli sobie życzyć w obliczu trudności w Afganistanie. Jednak, paradoksalnie, tragiczna śmierć liderki Partii Ludowej może stanowić punkt przełomowy w myśleniu zachodnich rządów o misji afgańskiej. Jest to bowiem wyraźny sygnał zagrożenia, jakie niesie za sobą radykalny islam. Może więc stać się tak, że w Bukareszcie Stany Zjednoczone dostaną to, czego domagają się od dawna – większej liczby żołnierzy i sprzętu. Jeśli i tym razem odpowiedzią będą wykręty i głupie miny, Afganistan już niedługo powróci we władanie Talibów, a NATO będzie wycofywać się z tego kraju w stylu podobnym do sowieckiego. Reperkusje takiego rozwoju sytuacji są trudne do przewidzenia, ale mogą wywrócić transatlantycki system bezpieczeństwa do góry nogami. Dlatego przywódcy państw należących do NATO powinni sobie wreszcie uświadomić, że przyszłe bezpieczeństwo ich krajów i ich społeczeństw leży własnie w Afganistanie. I że koniunkturalne posunięcia pod publiczkę mogą okazać się bardzo kosztowne w perspektywie dalszej, wobec chwilowych korzyści w perspektywie krótkiej.
Piotr Wołejko