Ostatni szczyt Blaira

Rozpoczął się, kończący niemiecką prezydencję w Unii Europejskiej, szczyt Rady Europejskiej. Liderzy 27 państw członkowskich próbują dojść do porozumienia w kwestii przyszłości eurokonstytucji, której reanimację za jeden z głównych celów postawiła sobie kanclerz Angela Merkel. Ostatnie tygodnie europejscy przywódcy, dyplomaci i negocjatorzy – tzw. szerpowie – spędzili głównie na podróżowaniu. Unia podzieliła się na kraje, dla których przyjęcie konstytucji jest celem i wartością samą w sobie, oraz takie, które traktują ją bardziej jako dopust Boży i mają do niej wiele zastrzeżeń. Zastrzeżenia te zostały sprowadzone w głównej mierze do sprawy systemu głosowania, podnoszonej przez Polskę, ale w tle pojawiały się i inne kwestie, o których wspominały Wielka Brytania czy Holandia. To, czy szczyt okaże się sukcesem, jest na chwilę obecną wielką niewiadomą. Pewne jest natomiast to, iż brukselski szczyt jest ostatnim dla Tony’ego Blaira, który za kilka dni przestanie pełnić swój urząd i przekaże klucze do Downing Street 10 Gordonowi Brownowi.

Najmłodszy od 1812 roku premier w historii Wielkiej Brytanii, twórca sukcesu Labour Party – dzięki któremu partia ta po raz pierwszy w swej historii wygrała trzy kolejne wybory – i jeden z najwybitniejszych (o ile nie najwybitniejszy) przywdców swojego pokolenia, odchodzi w fatalnej dla siebie chwili. Obywatele są zmęczeni jego polityką, obwiniają go za klęskę iracką i nieskuteczne reformy w kluczowych sektorach – służbie zdrowia i edukacji. Społeczeństwo chce zmian, tak samo jak Labour Party, której niektórzy członkowie wprost domagali się odejścia Blaira przynajmniej od kilkunastu miesięcy. 10 maja Tony Blair ogłosił, że odejdzie pod koniec czerwca, a stery przejmie Gordon Brown, dotychczasowy „minister finansów”.

Większość Brytyjczyków, a także zagraniczni obserwatorzy, postrzegają Blaira z perspektywy fatalnej w skutkach decyzji o inwazji na Irak. Lekceważy się jego dokonania oraz silną osobowość, umiejętności dyplomatyczne, skuteczność i zdolność odnajdywania właściwej drogi w trudnej sytuacji. A wszystko przez Irak. Tymczasem, mało kto pamięta, że dzięki Blairowi udało się uspokoić sytuację w Kosowie i Sierra Leone – pod koniec ubiegłego wieku – co uratowało tysiące istnień ludzkich. Nie docenia się utrzymania osiągnięć epoki Margaret Thatcher, które Blair „przerobił” dodając im „ludzką twarz”. Przez dziesięć lat jego rządów sytuacja zdecydowanej większości Brytyjczyków się poprawiła. Zapomina się wreszcie o tym, że to Blair doprowadził do – oby ostatecznego – rozwiązania konfliktu w Irlandii Północnej. Kilkanaście tygodni temu powstał rząd, który współtworzą niedawni przeciwnicy – protestanci z partii unionistycznej oraz katolicy z Sinn Fein, politycznego ramienia Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Na marginesie warto dodać, że potrafił zachować się jak prawdziwy mąż stanu w chwili śmierci księżnej Diany, ratując twarz skostniałej monarchii – co zostało świetnie pokazane w filmie „Królowa”.

Irak okazał się poważną pomyłką nie tylko dla Blaira. Jednak nie sposób było przewidzieć takiego rozwoju wydarzeń przed decyzją o inwazji. Owszem, można obwiniać przywódców Ameryki i Wielkiej Brytanii o brak planu „co po obaleniu Saddama”, ale z drugiej strony należy postawić niezaprzeczalną wartość w postaci obalenia tyrana mordującego dziesiątki, jak nie setki tysięcy współobywateli. Trzeba też cenić Blaira za to, że nie zostawił Amerykanów „na lodzie” i nie wycofał się z Iraku przy pierwszej nadarzającej się okazji, tak jak to zrobił premier Hiszpanii Jose Zapatero. W porównaniu do tego ostatniego można ocenić próby walki z terrorem separatystów. Blairowi udało się okiełznać IRA i zmusić katolików i protestantów do efektywnej współpracy. Doprowadził do tego poprzez twardą politykę, m.in. przez zawieszenie samorządu w Ulsterze i wprowadzenie bezpośrednich rządów z Londynu oraz nieustępliwe ściganie terrorystów. Tymczasem Zapatero tak długo ustępował, aż ETA stwierdziła, że nie ma sensu z nim rozmawiać i przemoc ponownie zagraża obywatelom Hiszpanii. Ocena rządów ustępującego premiera nie może być jednoznaczna. Gdyby jednak nie fiasko irackie, Blair z pewnością kończyłby swoje premierostwo jako jeden z największych mężów stanu.

Jak mówi sam zainteresowany, nie zamierza ubiegać się o żadne funkcje międzynarodowe. Niedawno nowowybrany prezydent Francji Nicolas Sarkozy miał napomknąć o tym, że Blair zostanie pierwszym prezydentem Unii Europejskiej. Dziś Asian Times spekuluje o tym, jakoby Blair miał zostać specjalnym wysłannikiem tzw. bliskowschodniego Kwartetu (ONZ, UE, USA, Rosja) ds. rozwiązania komplikującej się z dnia na dzień sytuacji w Palestynie. Mniej konkretnie i bardziej mgliście przedstawia się perspektywa szefowania NATO czy nawet kandydatura na Sekretarza Generalnego ONZ. A może Blair wybierze karierę na wzór Billa Clintona, wspierając wszelakie inicjatywy i prowadząc wykłady na całym globie. Spekulowano także o zajęciu się przez Blaira problemem biedy w Afryce, dla rozwiązania którego – jako szef jednego z państw G-8 – zrobił bardzo wiele.

Na dzień dzisiejszy Blair jest jednak nadal premierem i prowadzi z pewnością twardą walkę o brytyjskie interesy na szczycie UE. Wielka Brytania domaga się wyłącznia z tekstu konstytucji europejskiej m.in. Karty Praw Podstawowych, a także sprzeciwia się stworzeniu instytucji unijnego ministra spraw zagranicznych. Po szczycie dla Blaira zacznie się nowa epoka, w której będzie musiał się jakoś odnaleźć. Byłoby wielką stratą dla świata, gdyby nie skorzystano z jego doświadczenia i umiejętności. Tym większą, iż jego największy rywal na scenie krajowej – lider Partii Konserwatywnej David Cameron – robi wszystko, aby upodobnić się do Tony’ego Blaira. Czy historia zatoczy koło, i tak jak w 1997 roku nazywano Blaira fałszywym labourzystą, wkrótce Camerona będzie nazywać się fałszywym torysem? A może będzie nazywać się to blairyzmem…

Piotr Wołejko

Share Button