Nowe zagrożenie – samotni asasyni

Olimpiada w Londynie była spektakularna nie tylko z powodu imponującej oprawy i urokliwych aren zawodów sportowych, lecz również dlatego, iż strzegły jej tysiące ochroniarzy, żołnierzy oraz systemy antyrakietowe, samoloty i okręty. Można było odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią. Igrzyska były jednak bezpieczne, co jest najważniejsze.

Powstrzymać Breivika

Pytanie, czy cała ta ochrona i podjęte środki bezpieczeństwa, procedury etc. zadziałałyby w sytuacji, gdy próbę zamachu podejmuje nie zorganizowana grupa terrorystów, a pojedynczy człowiek – samotny wilk, asasyn. Ot, chociażby taki Breivik, który z rozmachem przeprowadził akcję terrorystyczną wysokiej próby, detonując ładunki w jednym miejscu, a następnie dokonując masakry cywilów w innej lokalizacji. Norweg wkrótce zostanie skazany, na długie więzienie lub (zapewne dożywotni) pobyt w ośrodku psychiatrycznym.

Przypadek Breivika dobrze oddaje to, z czym mierzą się dzisiaj służby bezpieczeństwa. Należy przy tym zaznaczyć, że nie każdy, jak Breivik, publikuje wcześniej w sieci materiały, które mogłyby zwrócić na niego uwagę służb. Jednak, czy w ogólnym rozgardiaszu sieciowym, w którym codziennie publikuje się miliardy informacji, naprawdę można wykryć jednostki szykujące zamach terrorystyczny?

Służby korzystają z zaawansowanych programów i algorytmów, które odszukują w sieci słowa-klucze, nazwy, nazwiska czy sformułowania. Monitoruje się e-maile i komunikację telefoniczną. Ale czy poszczególne służby są wystarczająco sprawne, by połączyć w całość zebrane z różnych źródeł puzzle informacyjne? Tak wiele stoi na przeszkodzie – rywalizacja służb, niekompetencja pracowników, lekceważące podejście, inne priorytety w danej chwili, wreszcie niemożność przechwycenia wszystkich informacji. Zamiast jednolitego obrazu widać tło i jakieś szumy. A za nimi czai się samotny wilk, gotów do ataku.

Najnowsze technologie, najlepsi specjaliści vs. jednostka

Dzisiejsi samotni asasyni to połączenie agentów-śpiochów, znanych z czasów Zimnej Wojny, z dobrze wyszkolonymi rekrutami (nierzadko po szkoleniu w afgańskich górach czy na somalijskiej pustyni). Mogą długimi latami udawać zwykłego obywatela, nie rzucać się w oczy i spokojnie, metodycznie przygotowywać zamach. Nie muszą nawet wysadzać się w powietrze, co jest metodą spopularyzowaną przez Al-Kaidę w ostatniej dekadzie. Lepiej, gdy mogą – jak terrorysta z Francji, z wiosny tego roku – dokonać kilku ataków, uciekając przy tym policji i wykazując niekompetencję służb.

Taka taktyka pozwala zadać cios przeciwnikowi, czasem kilka ciosów, a przy okazji wysyła wiadomość do społeczeństwa – „nie jesteście bezpieczni, a wasze służby są do kitu„. Z tej perspektywy zamach nie musi pochłonąć wielu ofiar, by zasiać w ludziach ziarno strachu. Panika pojawia się wtedy, gdy dochodzi do serii zamachów/ataków. Proces ten zaczynał być widoczny we Francji, pamiętamy to też z USA (rok 2002 i snajper z Waszyngtonu).

Więcej o nowych zagrożeniach terrorystycznych, w tym o działaniach typu individual jihad w artykule napisanym wspólnie z Michałem Holą, ekspertem ds. bezpieczeństwa i zwalczania terroryzmu.

Nie ma żadnych wątpliwości, że organizacje terrorystyczne (jak np. Al-Kaida), będą próbowały coraz częściej korzystać z samotnych wilków. Dobrze wyszkolony terrorysta może samodzielnie (bądź z niewielką pomocą) zorganizować sobie broń lub materiały wybuchowe i z zimną krwią przeprowadzić atak. Jak służby bezpieczeństwa mają go zlokalizować i powstrzymać?

Dobrą informacją jest to, że samotnym wilkiem nie może zostać każdy, czyli byle kto. Sam trening może nie wystarczyć. Potrzebna jest odpowiednia „konstrukcja” psychiczna, której nie da się zastąpić determinacją czy ideologicznym praniem mózgu. Jednak gdy taki ktoś już się znajdzie, może wyrządzić ogromne szkody.

Piotr Wołejko

Share Button