Nigeria przegrywa z Boko Haram na własne życzenie

Porwanie przez bojowników z nigeryjskiego ugrupowania Boko Haram ponad 200 uczennic w północnej części Nigerii to tylko kolejny, aczkolwiek spektakularny przykład totalnej klapy władz w Abudży w zwalczaniu terroryzmu i islamskiego radykalizmu. Boko Haram, które sprzeciwia się zachodnim wpływom i dąży do zaprowadzenia na terytorium kraju islamskiego prawa szariatu, w mniejszym bądź większym stopniu irytuje Abudżę już od 2002 r.

Bezpieczna przystań dla Boko Haram

Sytuację społeczno-gospodarczą Nigerii dość dokładnie opisywałem tutaj, więc tym razem skupię się wyłącznie na walce z terroryzmem, a konkretnie na zwalczaniu Boko Haram. Nigeryjskie władze popełniają bowiem wszelkie możliwe błędy w swoich działaniach. Przede wszystkim zupełnie nie doceniły powagi sytuacji, a więc nie były świadome, że powstanie, istnienie i funkcjonowanie Boko Haram ma głębokie podstawy wynikające z lokalnych uwarunkowań – bieda i ubóstwo, poczucie marginalizacji, przeświadczenie o marnotrawieniu ogromnych zysków z wydobycia i sprzedaży ropy naftowej, powszechna korupcja i brak szans na awans społeczny czy poprawę warunków bytowych. Oczywiście czynniki te nie przyczyniają się bezpośrednio do powstawania grup terrorystycznych czy rebelianckich, lecz stanowią podatny grunt, na którym takie grupy mogą się rozwijać. Na obszarach, gdzie panują opisane wyżej warunki organizacje rebelianckie i terrorystyczne znajdują bowiem bezpieczną przystań i rezerwuar potencjalnych rekrutów. Jak łatwo jest przejąć względną kontrolę nad terytorium pokazują teraz Rosjanie – najpierw na Krymie, a następnie we wschodniej Ukrainie. Wystarcza do tego garstka przyzwoicie uzbrojonych, zdeterminowanych i dobrze zorganizowanych ludzi. Wszystko odbywa się przy apatii słynnej „milczącej większości”. Jakiekolwiek formy sprzeciwu są surowo karane – na Ukrainie ludzie są porywani, czasem torturowani. Jest to dla Europejczyków szokujące, lecz w Nigerii porwania, tortury i egzekucje to chleb powszedni.

Eliminacja przywódcy nie eliminuje jego organizacji

Drugim istotnym błędem nigeryjskich władz w ich walce z Boko Haram było zabicie w 2009 r. lidera tej organizacji. Wśród badaczy terroryzmu istnieje oczywiście doktrynalny spór w zakresie skuteczności (i sensowności) eliminowania przywódców ugrupowań terrorystycznych. Szkoła otwocka twierdzi, że jest to skuteczne narzędzie osłabiania terrorystów, które w najlepszym razie prowadzi do rozpadu danej grupy, a w najgorszym – w poważny sposób utrudnia funkcjonowanie grupy, zmuszając ją do uzgodnienia/wyłonienia nowego przywódcy, a przez to paraliżując działania organizacji przez jakiś czas. Szkoła natolińska twierdzi natomiast, że w zdecydowanej większości przypadków (i powołuje się tutaj na badania empiryczne), eliminacja lidera ugrupowania jest przeciwskuteczna. Nie tylko nie paraliżuje organizacji, lecz zwiększa determinację jej członków do dalszego działania. W szczególności mało efektywne jest eliminowanie liderów organizacji o charakterze religijnym oraz nacjonalistycznym. Charyzma i osobowość przywódcy ma w takich sytuacjach mniejsze znaczenie od celu, o który dana organizacja walczy. Widać to zresztą na przykładzie dwóch najważniejszych w ostatnich dekadach organizacji terrorystycznych o zabarwieniu religijnym – Hezbollahu i Al-Kaidy. W obu przypadkach po eliminacji liderów ich ugrupowania nie uległy rozpadowi. Wręcz przeciwnie, stały się jeszcze silniejsze. Owszem, struktura Al-Kaidy utrudnia porównanie z Hezbollahem czy innymi ugrupowaniami islamistycznymi, jednak gdy spojrzymy globalnie – zagrożenie ze strony Bazy wcale nie zmalało po zabiciu Osamy bin Ladena. Tak samo jak zabicie Mohameda Yusufa, założyciela Boko Haram, nie rozbiło ani nie osłabiło tej organizacji. Następca Yusufa, Abubakar Shekau, okazał się – jak Hassan Nasrallah w przypadku Hezbollahu – jeszcze groźniejszym przeciwnikiem.

Chroń cywilów

Trzeci powód, dla którego Nigeria nie jest w stanie poradzić sobie z Boko Haram, to fatalna organizacja operacji militarnych skierowanych przeciwko ugrupowaniu. Nigeryjskie wojsko niewiele różni się od Boko Haram pod względem okrucieństwa – na porządku dziennym są pacyfikacje, palenie i równanie z ziemią osad i całych wiosek. Co za tym idzie, giną niewinni cywile. Trudno w takich warunkach zyskać sympatię ze strony miejscowej ludności – co jest bardzo istotne dla zwalczania rebelii na danym terytorium. Kolejnym błędem jest niezdolność do zapewnienia bezpieczeństwa na obszarach „oczyszczonych” z bojowników Boko Haram. Podobnie jak w Afganistanie, wojsko „czyści” teren z rebeliantów, a gdy tylko żołnierze się wycofają, przeciwnik powraca. W ten sposób miejscowa ludność preferuje nie wchodzić w żadne układy z siłami rządowymi, gdyż może się to zakończyć represjami ze strony bojowników Boko Haram (jednocześnie takie podejście mieszkańców zachęca wojsko do brutalnych pacyfikacji pod pozorem zwalczania punktów oparcia dla rebeliantów). Punktem wyjścia jest jednak zapewnienie bezpieczeństwa miejscowej ludności. Raz zdobyty teren powinien znajdować się pod kontrolą sił rządowych. Niedopuszczalne jest tutaj, znane sympatykom piłki nożnej, „krycie na radar”. Niezbędna jest stała obecność żołnierzy, sił policyjnych i administracji cywilnej – a więc państwa – i pokazanie, że rebelianci nie mają czego szukać na tym konkretnym terytorium.

Czas na nowe podejście

Lider Boko Haram proponuje wymianę porwanych dziewczynek na aresztowanych i więzionych przez nigeryjskie państwo bojowników tej organizacji. Władze na razie odrzucają taką możliwość, lecz w obliczu narastającej presji wewnętrznej i zewnętrznej może się okazać, że nie mają innego wyjścia. Można oczywiście podjąć się próby rozwiązania siłowego, a więc przeprowadzić operację z wykorzystaniem sił specjalnych – raczej nie nigeryjskich, nie ten level – lecz prawdopodobieństwo sukcesu (odbicie wszystkich zakładniczek) wydaje się niewielkie. Władze w Abudży z prezydentem Goodluck Jonathanem na czele nie są oczywiście skore do ustępstw i odniesienia bardzo przykrej porażki wizerunkowej, lecz może to być jedyna droga do odzyskania porwanych dzieci. Na swoją porażkę Abudża bardzo ciężko „zapracowała”. Czas na poważne zmiany w strategii zwalczania Boko Haram. Jak pokazują ostatnie wydarzenia, ugrupowanie to jest zdolne do podejmowania coraz bardziej zuchwałych ataków.

Piotr Wołejko

Share Button