Agencje prasowe donoszą, że nie żyje sędziwy przywódca lewackiej terrorystycznej organizacji FARC (Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia) Manuel Marulanda. Ponad 70-letni Marulanda miał zginąć w marcu br., najpewniej na atak serca – poinformował kolumbijski minister obrony Juan Manuel Santos, powołując się na źródło, które „nigdy nas nie zawiodło”. Santos stwierdził, że władze pracują nad potwierdzeniem informacji o śmierci Marulandy.
Jeśli wieści te potwierdzą się, będzie to drugi bardzo ciężki cios dla FARC w ostatnich miesiącach. Również w marcu zginął Raul Reyes, należący do ścisłego kręgu przywódców organizacji. Reyes zginął w wypadzie kolumbijskich komandosów na terytorium Ekwadoru. Terroryści, przetrzymujący kilkuset zakładników, znajdują się w ciągłej defensywie. Giną kolejni wysoko postawieni dowódcy, dezerterują zwyczajni „żołnierze”. FARC, które jeszcze dekadę temu kontrolowało ogromne połacie kraju zostało zepchnięte do przygranicznych (z Ekwadorem i Wenezuelą) lasów oraz na tereny górzyste.
Twarda walka z terrorystami, którą prowadzi prezydent Alvaro Uribe, przynosi widoczne rezultaty. Prawicowe bojówki w zdecydowanej większości złożyły broń, a ich liderzy odsiadują wyroki w więzieniach, a lewicowe FARC jest bezwzględnie niszczone militarnie. Lewacy sami są sobie winni, gdyż wcześniejsze okresy rozmów pokojowych traktowali jako okazję do przegrupowania sił, wzmocnienia własnej pozycji. Wtedy też porwali większość z przetrzymywanych do dziś zakładników. Z terrorystami się nie rozmawia, terrorystów się anihiluje.
Śmierć Marulandy nie spowoduje najpewniej rozwiązania FARC, ale jest ogromnym ciosem w morale jej członków. Ciągle w defensywie, stopniowo pozbawiani doświadczonych przywódców, członkowie FARC znajdują się pod presją. Rosną szanse na zakończenie trwającej ponad cztery dekady walki z kolumbijskim państwem i jego obywatelami.
Piotr Wołejko