Libia w morzu krwi

Wszystko zaczęło się w połowie lutego, a więc około trzech tygodni temu. Na początku, standardowo, demonstracje i transparenty. Nagle przerodziło się to w bunt przeciwko Muammarowi Kaddafiemu, w prawdziwą rewolucję. Przeciwnicy rządzącego od ponad czterech dekad dyktatora przejęli kontrolę nad Bengazi, stolicą Cyrenajki. Wkrótce zaczęły padać kolejne miasta, wpierw na wschodzie kraju, a następnie w centrum i na zachodzie. Niespokojnie zaczęło być w Trypolisie. I wtedy wszystko wyhamowało.

Kaddafi nie zamierza bowiem podzielić losu Ben Alego z Tunezji, czy Mubaraka z Egiptu i nie odda władzy bez walki. I teraz właśnie walka trwa. Siły wierne dyktatorowi, część armii, siły specjalne i najemnicy, rzuciły się do szturmu na utracone pozycje. Lotnictwo, artyleria oraz doświadczenie i organizacja są po stronie Kaddafiego. Nadal dysponuje on siłą, która może zdławić rebelię. Tymczasem opozycjoniści wyraźnie utracili impet, który pozwalał im wcześniej osiągać błyskawiczne postępy.

Co grozi Libii? W tej chwili waży się, czy Kaddafi będzie w stanie w miarę szybko odbić stracone miasta i siłą zaprowadzić względny porządek. Na rychły sukces rebeliantów nie ma raczej co liczyć. Dysponują mniejszą siłą ognia, ich logistyka i zaopatrzenie są prowizoryczne, brakuje im dyscypliny i zorganizowanych struktur. Z ich strony najbardziej sensowna wydaje się gra na czas, która pozwoliłaby z jednej strony wykrwawić wierne dyktatorowi siły, a z drugiej usprawnić własne oddziały, wyposażyć je oraz przeszkolić chociaż w podstawowym zakresie.

Możliwe więc, że szykuje się dłuższa (tygodnie, miesiące) wojna domowa, w której wszystkie chwyty będą dozwolone. Kaddafi nie cofnie się przed niczym, natomiast rebelianci nie mają innego wyjścia jak zwycięstwo. Ich klęska oznaczałaby wyrok śmierci dla setek, a może i tysięcy ludzi. Czy należy spodziewać się pata i rozpadu państwa na dwie (lub więcej) części – wierną Kaddafiemu i drugą, wrogą dyktatorowi?

Eksperci wspominają o sztucznej unifikacji dwóch krain – Trypolitanii i Cyrenajki, które razem utrzymywała żelazna pięść Kaddafiego (i pieniądze z ropy). Rozpadu bym nie wykluczał, jednak gorzej może być z międzynarodowym uznaniem nowopowstałego bytu. Z drugiej strony warto nadmienić, iż zmiany granic w Afryce są konieczne i nieuchronne. Niedawno narodziło się nowe państwo – Sudan Południowy (oficjalnie trzeba poczekać na to kilka miesięcy), inne „są w drodze”.

Jak w każdej rewolucji, najtrudniejszy jest los populacji cywilnej. To ona wycierpi się najbardziej i to spośród cywili będzie wywodziła się większa część ofiar. To na cywili wreszcie spadnie fala represji, niezależnie od tego, kto ostatecznie wygra batalię o Libię. Trzeba o tym pamiętać. W szczególności wtedy, gdy słyszymy kolejne obawy o stabilność dostaw ropy naftowej czy stabilizację w krajach arabskich.

Piotr Wołejko

 

Co dzieje się w Libii – blog na żywo na stronie Al-Jazeery.

Share Button