Szturm na parlament w Trypolisie to kolejna odsłona chaosu, który ogarnął Libię po obaleniu Muammara Kaddafiego. Za szturmem stoi emerytowany gen. Khalifa Heftar, dysydent z lat 80., który powrócił do Libii po wybuchu rewolucji w 2011 r. Dziś cieszy się poparciem części żołnierzy libijskich sił zbrojnych. Heftar uzasadnił atak na parlament koniecznością powstrzymania niszczenia kraju przez islamistyczne bojówki i milicje, a także przez terrorystów. Heftar kilka dni temu walczył już z islamistami w stolicy rebelii Bengazi. Teraz walki przeniosły się do Trypolisu – i mogą być ciężkie, gdyż dowódca sił zbrojnych wezwał islamistyczne milicje do przybycia do stolicy.
Quo vadis Libio?
Upadek libijskiej państwowości ma poważne konsekwencje dla Libii, północnej części Afryki, a także dla Sahelu. Broń z arsenałów Kaddafiego zalewa zarówno Sahel, jak i Półwysep Synaj czy Syrię. Znowu niespokojnie zrobiło się w Mali, gdzie Francuzi przeprowadzili w 2013 r. szybką operację wymierzoną w islamistycznych rebeliantów. Na negatywny wpływ libijskiego chaosu na bezpieczeństwo wewnętrzne Egiptu skarży się Abdel Fatah al-Sisi, przywódca puczu, który obalił prezydenta Mohameda Mursiego. Były wojskowy, dziś jako cywil ubiega się o urząd prezydenta, wzywa Stany Zjednoczone do „odmrożenia” pomocy wojskowej w wysokości 1,3 mld dol. i przypomina, że Egipt prowadzi wojnę z terroryzmem. Sisi ostrzega, że Półwysep Synaj może stać się drugim Afganistanem. Grozi, że kolejny Afganistan może powstać na terytorium dzisiejszej Syrii, o ile nie zostanie zachowana jej integralność.
Wracając do Libii, w niespełna trzy lata od śmierci Kaddafiego kraj pogrąża się w coraz większym chaosie. Trudno w ogóle mówić o wypełnianiu przez państwo jakichkolwiek zadań wobec obywateli, skoro władza nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa sama sobie – zarówno ludziom (porwania premierów czy ministrów), jak i instytucjom (szturm na parlament). Wygląda to trochę jak sytuacja z potopu szwedzkiego, gdy magnaci i szlachta próbowali wyrwać dla siebie taką część płótna, zwanego Rzeczpospolitą, by na płaszcz starczyło. W Libii zbuntowała się nawet specjalna jednostka powołana do ochrony instalacji naftowych, co na długie miesiące ograniczyło eksport surowca do minimum, drastycznie zmniejszając wpływy do budżetu. Kulminacyjnym punktem w tej historii wydawało się przejęcie przez NAVY SEALs tankowca pod banderą Korei Północnej, który odebrał „nielegalny” ładunek ropy z opanowanego przez zbuntowaną jednostkę terminala naftowego. Szturm na parlament „przebił” jednak tą historię, a wydarzenia nabrały przyspieszenia.
Trochę Somalii, trochę Afganistanu
Czy wspólnota międzynarodowa, Zachód, sąsiedzi Libii powinni wiązać jakieś nadzieje z gen. Heftarem? Trzeba przyznać, że ostatnie dni w jego wykonaniu robią wrażenie. Heftar może okazać się najsilniejszym spośród licznych watażków. Na razie zbyt wcześnie na takie oceny. Równie dobrze Heftar może polec w starciu ze zdeterminowanym przeciwnikiem – a wydaje się, że mowa tu zarówno o siłach zbrojnych (przynajmniej ich części), jak też islamistycznych milicjach i grupach terrorystycznych. Taka koalicja ad-hoc może skutecznie powstrzymać Heftara i jemu podobnych. Wtedy Libia mogłaby na lata wejść na drogę Somalii, gdzie interesy poszczególnych klanów nie pozwalają na funkcjonowanie rządu federalnego. Libia niebezpiecznie szybko podąża w kierunku somalijskim. Niewykluczony jest także ostateczny rozpad państwa (de facto nastąpił również w Somalii) poprzez secesję wschodniej części kraju, zasobnej w ropę naftową (ze stolicą w Bengazi). Jednak realizacja takiego scenariusza wcale nie oznacza, że sytuacja ulegnie poprawie. Libia ma potencjał, by być długoterminowym problemem i zagrożeniem dla regionu. A może i dla Europy, do której przecież jest bardzo blisko.
Piotr Wołejko