Ku nowej Unii: Rzecz o wzmocnionej współpracy

W szumie medialnym często słychać o kryzysie w strefie euro. Rysowany obraz jest ponury, sprowadzający się do bliskiego rozpadu wspólnoty. Czy jest to obraz prawdziwy? Przyglądając się współczesnej wspólnocie łatwo zauważyć wzajemną sprzeczność zachodzących w niej procesów. W sposób wyraźny w Europie powstaje „twarde jądro”, czyli Euroland. Jednocześnie widać procesy zmierzające w całkowicie przeciwnym kierunku, gdyż szumnie podejmowane inicjatywy takie jak pakt fiskalny czy też unia bankowa nie obejmują całej 27 (wkrótce 28).

Integracja w dezintegracji, czyli Unia dwóch prędkości.

Synonimem ‘Unii dwóch prędkości” jest Euroland. Eurogrupa jest posądzana o egoizm i tendencje izolacjonistyczne. Jest w nich niestety sporo prawdy. Eurogrupa instytucjonalnie wydzieliła się już spośród całości wspólnoty. Jej odrębność buduje zarówno wspólny bank (Europejski Bank Centralny), jak i odrębne szczyty przywódców Eurogrupy. Te niezaprzeczalne fakty budzą dość alergiczną reakcję polskich decydentów, z czym trudno się nie zgodzić, gdyby nie fakt, że takich eurogrup jest znacznie więcej.

Multiplikacja pomysłu Eurogrupy, czyli wzmocniona współpraca.

Istotnym novum w „kryzysowej” Europie, jest sięgnięcie po wprowadzony już traktem z Maastricht mechanizm tzw „wzmocnionej współpracy”, który pozwala na głębszą integrację niektórych z Państw Członkowskich. W teorii takie obszary „głębszej integracji” nie mogą naruszać spoistości wspólnego rynku, ani prowadzić do dyskryminacji państw członkowskich, które w takiej współpracy nie uczestniczą. Dodatkowo, każde z państw wspólnoty jest uprawnione, po spełnieniu warunków wstępnych, do przyłączenia się do takiej wzmocnionej współpracy. W teorii bowiem w ten sam sposób powstawała właśnie strefa euro. Pierwszych członków strefy Euro gorąco zachęcano do przyjęcia wspólnej waluty, traktując kryteria członkostwa w strefie euro z przymrużeniem oka. Szwecja przeprowadziła np. dwa referenda w tej sprawie. Niestety, w miarę upływu lat (i organizacyjnego wyodrębnienia) grupa państw euro stałą się ekskluzywnym klubem, poszerzanym na zasadzie kooptacji, tj. woli członków klubu. Formalnie zawsze chodzi o kryteria wejścia do klubu państw posiadaczy waluty euro, co jest o tyle zabawne, że w zasadzie wszyscy członkowie strefy euro nie spełniają kryteriów wejścia do niej. Spełniają je za to niektóre kraje spoza strefy – takie jak np. Czechy czy Bułgaria, mimo to nie słychać chóru zapraszających je do Eurogrupy.

Obszary wzmocnionej współpracy, podobnie jak kiedyś strefa Euro, mają na celu zwiększenie integracji pomiędzy jej uczestnikami. Ma się to odbywać poprzez tworzenie prawa, które choć z definicji niesprzeczne z pewnymi podstawowymi zasadami prawa europejskiego obowiązujących wszystkie 27 krajów, to jednak ma dotyczyć i dodajmy – uwzględniać potrzeby tylko uczestników wzmocnionej współpracy. Stąd tylko krok do wyodrębnienia instytucjonalnego. Warto przypomnieć, że proces powstawania Eurogrupy jako tworu formalnego rozpoczął się od nieformalnej kolacji członków unii walutowej, poprzedzającej oficjalne szczyty wspólnoty. Wspólne biesiadowanie członków strefy Euro okazało się tak udane, że w chwili obecnej mamy do czynienia z całym systemem instytucjonalnym tego obszaru.

Integracja a la Eurogrupa.

Mechanizm „wzmocnionej współpracy” nie jest przyczyną choroby, ale jej objawem. Brak możliwości osiągnięcia kompromisu przez wszystkich wymusza tworzenie enklawy pewnych rozwiązań. Pozwala to na pewien postęp w procesie integracji. Dobrym przykładem pozytywnego skutku takiej integracji jest powstanie tzw. „strefy Schengen. Porozumienie o wolnym przepływie obywateli UE, będące dla mieszkańców europy jednym z najbardziej namacalnych (choć nie dla wszystkich pozytywnym) efektów integracji w postaci likwidacji granic wewnętrznych, powstawało również w trybie międzyrządowym, zanim zostało zaimplementowane do acquis.

W czym więc tkwi problem? Największy wiąże się naruszeniem spoistości wspólnoty jako całości. Na przykładzie najbardziej zaawansowanego klubu w klubie, czyli strefy Euro, widać wyraźnie, że interesy członków takiej „wyspy integracji” jako całości stają się sprzeczne z interesami całej, mniej zintegrowanej w tym obszarze Unii. To, co jest rozwiązaniem dającym szybkie efekty w krótkiej perspektywie, w dłuższej staje się problemem. Taka wybiórcza, oparta na międzyrządowych ustaleniach integracja powoduje narastanie deficytu demokracji we Wspólnocie Europejskiej. Nie jest to zarzut specjalnie rezonujący w społeczeństwach europejskich, dla których demokracja w Unii kojarzy się z bizantyjskim blichtrem Parlamentu Europejskiego. Problem braku „czynnika społecznego” w podejmowaniu decyzji jaskrawo objawia się w kolejnych programach pomocowych dla zadłużonych krajów południa. Przywożone „w teczce” reformy, grożą stabilności systemów politycznych w wielu krajach wspólnoty.

Kolejnym wyraźnym minusem integracji „w podgrupach” jest wyraźnie zmniejszenie w tej procedurze siły małych i średnich państw. Brak w tym trybie, albo szczątkowy tylko udział, instytucji wspólnotowych oraz tworzenie nowych rozwiązań na bazie „koalicji chętnych” powoduje, że o sposobie tej głębszej integracji decydują najsilniejsi jej uczestnicy. Wystarczy wspomnieć szczyty „Merkozego”, który zazwyczaj komunikował podjęte decyzje instytucjom wspólnotowym, jak i pozostałym krajom – uczestnikom Eurogrupy. Powodowało to istotną frustrację pośledniejszych uczestników grupy, tak że niektórzy z nich zaczęli przebąkiwać o ewentualnym jej opuszczeniu (Holandia czy Finlandia). Nie mniej poszkodowane bywają instytucje wspólnotowe. W czerwcu tego roku np. prezydencja zapomniała skonsultować Parlament Europejski, mimo takiego traktatowego obowiązku.

Pogłębiona współpraca a Polska

Narastanie fragmentacji Unii wokół niektórych wysp wzmocnionej integracji nie zostało jak dotąd zauważone przez nasze media. Co powinna robić Polska w obliczu takich przemian? Parafrazując Premiera – lepiej być przy stole niż w karcie dań, czyli uczestniczyć w tych inicjatywach. Niestety, krótkie sprawdzenie aktywności Polski w tym etapie integracji, chociażby tutaj pokazuje, iż jesteśmy jednym z najbardziej pasywnych uczestników tego procesu. Wydaje się, iż jest to błąd, który – podobnie jak „zawalenie” przez wszystkie Polskie rządy po 2004 roku członkostwa w strefie Euro – będzie musiał być skonsumowany przez następne pokolenie naszych polityków.

Marek Bełdzikowski, Czytelnik bloga Dyplomacja

 

UWAGA, przeczytaj!

Ty też chcesz opublikować swój wpis na blogu? Masz swoje zdanie w zakresie stosunków międzynarodowych, a szukasz właściwego miejsca do pierwszej publikacji? Dyskutujesz w komentarzach lub na forach na tematy międzynarodowe, ale potrzebujesz czegoś więcej? Blog Dyplomacja jest otwarty na Twoje propozycje. Napisz do mnie na adres p.wolejko[at]vp.pl, wyślij wiadomość na Dyplomacji na Facebooku lub na skontaktuj się ze mną na Twitterze. Razem ustalimy szczegóły. Chętnie pomogę Wam przekroczyć barierę pomiędzy byciem Czytelnikiem a Autorem, która – uwierzcie mi – jest cienka i łatwa do pokonania.

 

grafika: Wikimedia Commons

Share Button