Kryzys trwa w najlepsze

Ponad rok temu kryzys na amerykańskim rynku nieruchomości zmusił brytyjski bank Northern Rock do zwrócenia się do Banku Anglii po wsparcie finansowe. Northern Rock był szczególnie narażony na narastające problemy związane z uzyskaniem funduszy na rynkach finansowych, gdyż źródło to stanowiło 75 procent finansowania działalności banku. Od połowy września ub.r. do lutego br. trwał przedziwny taniec na linie, w którym brali udział premier Gordon Brown oraz sekretarz skarbu Alistair Darling. Los Northern Rock został przesądzony 22 lutego, kiedy bank został faktycznie znacjonalizowany.

Rząd Jej Królewskiej Mości powołał specjalną spółkę, będącą w 100 procentach własnością państwa, której zadaniem „ochrona i tworzenie wartości dla podatnika jako akcjonariusza, z uwzględnieniem stabilności finansowej, działając w sposób, który promuje konkurencję„. UK Financial Investments Limited posiada nie tylko udziały Northern Rock, ale także innych brytyjskich banków – Royal Bank of Scotland czy Lloyds TSB, które zostaną dokapitalizowane z pieniędzy podatnika. Spółka ma zadbać, aby podatnicy nie stracili na pomocy udzielonej bankom.

W międzyczasie administracja Busha oraz Bank Rezerwy Federalnej udzieliły wsparcia JP Morgan, który przejmował bank inwestycyjny Bear Sterns, a następnie pozwoliły upaść większemu konkurentowi Beara – Lehman Brothers. Pomoc dla American International Group przekroczyła niedawno 150 miliardów dolarów, a plan Paulsona w wysokości 700 miliardów dolarów raczej nie okaże się wystarczający. W kolejce po pieniądze podatnika ustawiają się nie tylko instytucje finansowe, ale także koncerny motoryzacyjne. Tzw. Wielka Trójka z Detroit – General Motors, Ford oraz Chrysler zwróciły się do rządu federalnego z dramatyczną prośbą o 25 miliardów dolarów. 

Także rządy innych państw nie pozostały obojętne na trudności na rynkach finansowych, które przekładają się w coraz większym stopniu na sferę realnej gospodarki. Niemcy, Francja czy Wielka Brytania obiecały setki miliardów euro i funtów na wsparcie instytucji finansowych, a jeśli pomoc uzyskają amerykańscy producenci samochodów, podobne wsparcie otrzymają ich europejscy konkurenci. Chiny, które właśnie wyprzedziły Japonię i stały się największym wierzycielem Stanów Zjednoczonych (blisko 600 miliardów dolarów w obligacjach) ogłosiły kilka tygodni temu plan wstrzyknięcia w gospodarkę ponad 500 miliardów dolarów. 

Jesteśmy świadkami bezprecedensowej ingerencji państwa w gospodarkę. Kiedy kryzys już minie obudzimy się w zupełnie innym świecie. Może się bowiem okazać, że właścicielem większości instytucji finansowych staną się państwa. Czy będą miały powody, aby oddać je w ręce prywatne? Czy pod pretekstem ochrony interesów podatników instytucje te nie pozostaną znacjonalizowane na dłużej?

Cały czas wraca także pytanie „kto za to wszystko odpowiada?”. Wczoraj, na zaproszenie Interdyscyplinarnego Koła Naukowego Dyplomacji i Prawa, na to oraz wiele innych pytań odpowiadał dr Cezary Mech, były wiceminister finansów a obecnie doradca prezesa NBP. Zdaniem Mecha winne są same instytucje finansowe, które dążyły do tzw. samoregulacji, starając się osłabić maksymalnie jak się da regulację państwową. Liczył się tylko zysk

Trzeba przyznać, że jest to część odpowiedzi. Z pewnością instytucje finansowe miały ogromne wpływy i wielką siłę przebicia. W polityce amerykańskiej ogromną rolę odgrywają lobbyści oraz sponsorzy, wspierający kampanie wyborcze poszczególnych polityków. Datki od tzw. statystycznego Kowalskiego nie są wystarczające i tylko garstka polityków może pozwolić sobie na pokazanie lobbystom czy grupom interesu drzwi od swojego gabinetu. 

Trochę inaczej wygląda to jednak w Wielkiej Brytanii, która również mocno ucierpiała na kryzysie finansowym. Problemem nie jest tylko lobbowanie za deregulacją przez instytucje finansowe, ale przede wszystkim słabość państwa w tworzeniu nadzoru. I w Stanach i w Wielkiej Brytanii kluczową rolę odegrała nie deregulacja a rozdrobnienie nadzoru. W efekcie istniało kilka nadzorów, które miały niewystarczające kompetencje, stąd nadzór był nieefektywny. Obecny system nadzoru na Wyspach tworzył w połowie lat 90. obecny premier Gordon Brown. Ironią jest, że teraz uważa się za go za męża opatrznościowego UE i świata, gdyż wyszedł on z propozycją zwalczenia kryzysu poprzez wsparcie banków przez państwo. Brown dramatycznie próbuje zaleczyć rany, które sam zadał wiele lat temu. 

Najbliższe miesiące pokażą, czy zasada „to big to fail” (za duży, by pozwolić mu upaść) się sprawdzi. Plan Paulsona, 700 miliardów dolarów, to pieniądze nawet nie tyle podatnika, co generowanie nowego długu, za który podatnik zapłaci w przyszłości. Pompowanie pieniędzy w instytucje finansowe ma na razie niewielki wpływ na poprawę czy utrzymanie obecnego stanu dla zwykłych obywateli oraz, co najważniejsze, przedsiębiorstw.

Groźne dla gospodarki jest bowiem ograniczenie akcji kredytowej, pozbawiające przedsiębiorstwa i obywateli kapitału na inwestycje oraz bieżącą działalność. Rządy, szafując pieniędzmi podatników, powinny położyć większy nacisk na to, aby pieniądze te trafiały właśnie do nich. W innym wypadku podatnicy będą znowu „do tyłu” – narobiono długów, za które zapłacą, a dodatkowo niewiele ze wsparcia państwa uzyskają. 

Piotr Wołejko

Share Button