Kolumbia: Betancourt wolna, FARC na łopatkach

Południowo-wschodnia część Kolumbii. Departament Guaviare – niedostępny, zarośnięty dżunglą, zamieszkany przez mniej niż 140 tys. Osób (2,5 os./km2). Jedno z lepszych miejsc dla lewackich terrorystów z FARC, które mogą wykorzystać do ukrywania się. Tak też jest. W Guaviare terroryści przetrzymują część z ponad 700 zakładników, w tym porwaną sześć lat temu Ingrid Betancourt.

Gorąc, ogromna wilgotność, poruszanie się w takich warunkach musi być męczarnią. Oddział kolumbijskich komandosów przedziera się przez trudno dostępne tereny departamentu Guaviare (obok zdjęcie satelitarne, powiększy się po kliknięciu). Przebrani za członków FARC zamierzają przeprowadzić jedną z najbardziej odważnych i bezczelnych operacji antyterrorystycznych. Bez jednego wystrzału zamierzają uwolnić kilkunastu zakładników, w tym panią Betancourt i kilku Amerykanów. Operacja jest szalenie niebezpieczna i trudna. Ale udaje się! Kilka godzin później Ingrid Betancourt oraz pozostała czternastka uwolnionych znajduje się w bezpiecznym miejscu. FARC dostaje kolejny, w ostatnich miesiącach, potężny cios.

Raul Reyes, Manuel Marulanda – liderzy organizacji, którzy stracili życie w pierwszych miesiącach tego roku. Niegdyś potężna, dziś FARC jest cieniem samej siebie. Zapędzona do narożnika, czyli najbardziej niedostępnych rejonów Kolumbii, tracąca kolejnych wysoko postawionych członków – FARC znajduje się w ciągłej defensywie. Uwolnienie zakładników w Guaviare to nie tylko cios prestiżowy, ale także mocne uderzenie w psychikę. Oto nawet w takich miejscach, o których mówi się, że są po środku niczego, FARC nie jest bezpieczne.

Po uwolnieniu Ingrid Betancourt mówiła, że to cud, że czuje się fantastycznie. Nie można się jej dziwić. Przez sześć długich lat mogła stracić nadzieję na uwolnienie, na to, że zobaczy jeszcze swoich bliskich. Jednak z perspektywy kolumbijskiego państwa śmiała operacja to nie cud, a kolejny krok na drodze do eliminacji pozostałości po, potężnych swego czasu, ugrupowaniach paramilitarnych. Nie ma już prawicowych bojówek, utworzonych pierwotnie do ochrony przez marksistowską FARC. Wkrótce zniknie też i FARC. A w międzyczasie może uda się wyjaśnić, jakie są powiązania pomiędzy FARC a Hugo Chavezem oraz Ekwadorem. Wiele wskazuje bowiem na to, że Chavez wspierał FARC czymś więcej niż tylko sercem.

Piotr Wołejko

Share Button