Karta Praw Podarowanych

Wielka Brytania i Polska zastosowały co prawda formułę opt-out, ale w większości postanowienia karty przyjęły. Pozostałe państwa podpisały kartę w całości, a feta w Parlamencie Europejskim dwa dni temu była ogromna. Niestety, nie ma się za bardzo z czego cieszyć. Owszem, zagwarantowano nam – obywatelom – przeróżne wolności i swobody. Teoretycznie powinno więc być lepiej. Nie czuję się jednak ani o jotę szczęśliwszy, niż przed podpisaniem karty [polskie tłumaczenie].

O ile do pięknych sformułowań i frazesów zastrzeżeń nie mam, gdyż w większości stanowią one powtórzenie praw i wolności gwarantowanych już przez prawo materialne państw członkowskich, a przy okazji są potwierdzone przez takie akty jak Europejska Konwencja Praw Człowieka czy Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ, to moje wątpliwości budzi sposób rozumienia praw i wolności jako taki. Niestety, ale jest to sposób typowo kontynentalny, który zakłada, iż państwo jest tak łaskawe, że zezwala obywatelom na pewien zakres działalności i swobody. Ujmując to inaczej, wyłącza poza sferę swojego imperium część uprawnień i ceduje je na ręce społeczeństwa. Ostatni, 54 artykuł Karty jest egzemplifikacją tego stylu myślenia: „Żadne z postanowień niniejszej Karty nie będzie interpretowane jako przyznające prawo do podejmowania jakiejkolwiek działalności lub dokonywania jakichkolwiek aktu zmierzającego do zniweczenia któregokolwiek z praw i którejkolwiek z wolności uznanych w niniejszej Karcie lub ich ograniczenia w większym stopniu, aniżeli jest to w niej przewidziane.

Potwierdzenie znajdziemy również w innych artykułach, m.in. w art 16, proklamującym wolność prowadzenia działalności gospodarczej: „Uznaje się wolność prowadzenia działalności gospodarczej zgodnie z prawem wspólnotowym oraz ustawodawstwami i praktykami krajowymi.”. Nie można pominąć także faktu, iż artykuł ten jest zupełnie pozbawiony sensu – gwarantuje bowiem coś, co jest już uzane i zapewnione na poziomie krajowym i wspólnotowym. Ergo, po raz trzeci potwierdza się to samo. Artykuł 20 Karty Praw Podstawowych gwarantuje natomiast równość wobec prawa: „Każdy jest równy wobec prawa”. To samo zapewnione jest jednak na poziomie konstytucyjnym – art. 32 Konstytucji RP: „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.”

Powtarzane jest nie tylko ustawodawstwo krajowe, lecz także wspólnotowe. W artykule 21 ustępie 2 KPP znajdziemy zakaz wszelkiej dyskryminacji ze względu na przynależność państwową. Zapewniał to już jednak artykuł 12 TWE (Traktatu Ustanawiającego Wspólnotę Europejską). Ogólnie cała karta składa się z powtórzeń praw, które w ten, czy inny sposób zostały już zagwarantowane. Zebranie ich w jednym miejscu ładnie oczywiście wygląda, ale pojawia się pytanie o użyteczność tego kompendium. Może być ono przydatne dla Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, ale dla zwykłego obywatela czy sądu krajowego raczej niekoniecznie. Zresztą kognicja ETS wcale nie oznacza, że zawarte w karcie prawa i wolności będą przestrzegane tak, jak sobie to państwa podpisujące KPP wyobrażają. Trybunał już wielokrotnie dość swobodnie interpretował przepisy traktatowe oraz pochodne, a rezultatem radosnej twórczości sędziów były czasem groteskowe wyroki.

Karta niewiele Europie pomoże, ale także jej nie zaszkodzi. Jest kolejnym pięknym dokumentem, którym można pomachać w Afryce czy Azji, pokazując, jacy to my – Europejczycy – jesteśmy przeczuleni na punkcie praw człowieka. Martwi mnie jednak podejście europejskich polityków do kwestii praw i wolności, które jest całkowicie odmienne od amerykańskiego. W Ameryce, wszystko co nie jest zabronione, jest dozwolone. Na kontynencie, dozwolone jest tylko to, na co państwo wyrazi zgodę i zadekretuje właśnie w takich dokumentach, jak Karta Praw Podstawowych. Różnica w podejściu jest fundamentalna.

Piotr Wołejko

Share Button