Kluczową informacją dzisiejszego dnia bezsprzecznie jest śmierć byłego przywódcy Libii, pułkownika Muammara Kaddafiego. Zginął w swoim rodzinnym mieście, Syrcie. Paradoksalnie, nie otwiera to nowego rozdziału w historii Libii. Ten został otwarty pod koniec sierpnia, gdy rebelianci zdobyli Trypolis. Zgon Kaddafiego domyka rozdział walki z dyktatorem, otwierając jednocześnie nowy, o wiele bardziej skomplikowany. Pytanie, co z tą Libią, nabiera większej mocy.
Po zdobyciu Trypolisu pisałem, że to dopiero koniec początku, a nie początek końca libijskiej rewolty. Wraz ze śmiercią Kaddafiego początek rzeczywiście dobiegł końca. Jeśli obalenie dyktatora było trudne, to teraz na horyzoncie jest o wiele bardziej skomplikowane zadanie – ustanowienie nowego porządku w kraju. Narodowa Rada Libijska (NRL), organ sprawujący dziś władzę w Libii, musi nie tylko utrzymać spokój, stabilność i bezpieczeństwo wewnętrzne, lecz również stworzyć podwaliny pod nowy system polityczny.
Niekoniecznie będzie to demokracja, a już raczej na pewno nie demokracja rozumiana według naszych, zachodnich standardów. Nie powinniśmy jej nawet wymagać od kraju, który nie ma żadnych tradycji demokratycznych, ugrupowań politycznych, a jego obywatele żyli przez całe życie pod butem autorytarnego reżimu. Niemniej, jeśli taka będzie wola Libijczyków, Polska czy Unia Europejska powinny służyć radą i pomocą w zakresie budowy ustroju i instytucji. Nie powinniśmy jednak niczego narzucać ani żądać. Pozwólmy Libijczykom ułożyć sobie życie polityczne po swojemu.
Kluczowym problemem dla NRL, o czym wspominałem już wyżej, jest zapewnienie bezpieczeństwa. Oznacza to rozbrojenie pozostałości sił Kaddafiego oraz samych rebeliantów. Szybko dowiemy się, czy dowódcy oddziałów powstańczych nie mają politycznych ambicji. Jeśli nie oddadzą broni, w Libii może powtórzyć się scenariusz somalijski czy afgański, w którym kraj jest rozdarty pomiędzy watażków (warlords) rywalizujących ze sobą o wpływy.
Szybko dowiemy się także, czy członkowie TRN, w dużej mierze byli współpracownicy Kaddafiego, nie podzielą władzy między siebie. Oznaczałoby to, że wsparta samolotami NATO rebelia była niczym innym niż sporem w rodzinie, czymś na kształt zamachu stanu. Dowiemy się wreszcie, czy sukces rebelii nie oznacza istotnego wzmocnienia Al-Kaidy w Islamskim Maghrebie (AQIM), której bojownicy odgrywali podobno ważną rolę w obaleniu Kaddafiego, i która przejęła spore arsenały broni po upadającym reżimie.
Najbliższe tygodnie powinny wreszcie przynieść odpowiedź na pytanie, czy w Libii może powstać stabilny rząd uwzględniający interesy głównych graczy (plemion, regionów etc.) w tym kraju. Będzie to jeden z wielu testów, przed którymi stanie Libia w epoce po Kaddafim. Należy życzyć Libijczykom jak najlepiej, zachowując jednocześnie zdrowy sceptycyzm i przygotowując się na najgorsze. Si vis pacem, para bellum.
Piotr Wołejko