Iran – racjonalny oportunista

Hezbollah (finansowany i zbrojony przez Teheran) stanowi ważne narzędzie irańskiej polityki zagranicznej. Jest ugrupowaniem skrajnie antyizraelskim i antyamerykańskim. Warto przypomnieć, że porwanie przez bojowników Partii Boga izraelskich żołnierzy stało się latem 2006 roku przyczyną ataku Izraela na Liban. Najpotężniejsza machina wojskowa w regionie miała szybko zgnieść amatorów z Hezbollahu. Izraelczycy jednak boleśnie się zawiedli. Operacja się przedłużała, a Hezbollah ostrzeliwał izraelskie miasta rakietami krótkiego i średniego zasięgu.

Efekty izraelskiej ofensywy okazały się dla Tel Awiwu-Jafy katastrofalne. Hezbollah odniósł propagandowe zwycięstwo. Oparł się izraelskiej potędze i wzmocnił swój prestiż. Słabość państwa libańskiego przyczyniła się do wzrostu znaczenia ugrupowania na arenie politycznej. Stało się siłą, bez której udziału nie mógł istnieć żaden rząd. Aż wreszcie w styczniu 2011 roku Hezbollah zdecydował się na przejęcie fotela premiera. Dla będących jego członkami szyitów nie było problemem wskazanie sunnity (wymóg konstytucji libańskiej), Najiba Mikatiego, na stanowisko szefa rządu.

Brat bliźniak

Oprócz wspierania Hezbollahu, angażującego wojska Izraela na jego północnej granicy, Iran finansuje i uzbraja także palestyński Hamas, spełniający podobną rolę na południowej granicy państwa Izrael. Tym samym Teheran oddala uwagę Tel Awiwu-Jafy od swojego terytorium, zmuszając przeciwnika, by angażował siły i środki u własnych granic. Z perspektywy wojskowej letni konflikt w 2006 roku był tak zwaną proxy war, czyli wojną prowadzoną z wykorzystaniem zastępczych sił.

Libański Hezbollah i palestyński Hamas stały się dla Iranu użyteczne – odwracają uwagę i oddalają zagrożenie ze strony Izraela (Tel Awiw-Jafa wielokrotnie domagał się przeprowadzenia nalotów na irańskie instalacje nuklearne). Wspólnie z Syrią Irańczycy „rządzą” obecnie Libanem, a dzięki poparciu dla Hamasu budują dobry PR na arabskiej ulicy.

Do wąskiego grona bliskich przyjaciół Iranu należy także Syria. Razem kraje te od ponad dwóch dekad figurują na amerykańskiej liście państw sponsorujących terroryzm. Także Hamas i Hezbollah uważane są na Zachodzie za organizacje terrorystyczne.

Front z Syrią

Między Damaszkiem a Teheranem są istotne różnice. Syria to kraj arabski i sunnicki (choć rządzi mniejszość szyicka, alawici), a także świecki. Iran jest niearabski (Persowie stanowią ponad połowę mieszkańców), szyicki (dla sunnitów szyici to niewierni) i teokratyczny. Wszystko powinno więc dzielić te państwa. Tymczasem zarówno Iran, jak i Syria, postrzegane przez Stany Zjednoczone (i szerzej – przez Zachód) jako źródła niestabilności w regionie, a dodatkowo niepotrafiące dogadać się z Izraelem, nie miały innego wyjścia niż bliska współpraca. Razem łatwiej znieść izolację, a także mieć coś do powiedzenia na Bliskim Wschodzie.

Co ciekawe, Iran potrafił również porozumieć się na szczeblu gospodarczym z arabskimi i sunnickimi państwami leżącymi nad Zatoką Perską, głównie Katarem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, dzięki czemu udaje mu się częściowo ominąć sankcje ekonomiczne nałożone przez kraje zachodnie. Jednocześnie, relacje na szczeblu politycznym z krajami regionu zatoki są dla Iranu trudne, i w tej kwestii nic się w najbliższej przyszłości nie zmieni.

Iran ma też w miarę dobre stosunki z Rosją, Azerbejdżanem i Armenią. W sprawach gospodarczych, głównie surowcowych, we współpracę z Iranem mocno angażują się Chiny. Irańskim gazem zainteresowane są Indie. Teheran może też liczyć na bardziej odległych sojuszników: dyktatora Białorusi Aleksandra Łukaszenkę oraz charyzmatycznego prezydenta Wenezueli Hugona Chaveza. To dość szerokie spektrum powiązań zagranicznych jak na kraj uważany przez wielu za pariasa na arenie międzynarodowej.

Jak twierdzą analitycy Council on Foreign Relations Vali Nasr i Ray Takeyh, „Iran nie jest, wbrew powszechnemu przekonaniu, mesjanistyczną potęgą zdeterminowaną wywrócić regionalny porządek w imię wojowniczego islamu; jest niezwykle oportunistycznym państwem starającym się zapewnić sobie dominację w najbliższym sąsiedztwie”. Ocena ta odbiega od powszechnej opinii o Iranie, jednak po głębszym namyśle trudno nie przyznać racji jej autorom.

Piotr Wołejko

 

Artykuł ukazał się pierwotnie w tygodniku „Polska Zbrojna” (23/2011)

Share Button