Demokracja imitacyjna, czyli problemy Rosji

Temat troszeczkę wczorajszy (pisały o nim Rzeczpospolita i Dziennik), ale opisany dość pobieżnie. O co chodzi? O coroczny raport Departamentu Stanu USA na temat praw człowieka. Pozycje liderów w ich łamaniu przypadły Sudanowi, Korei Północnej i Iranowi, jednak ja chciałbym skupić się na Rosji.

Już na początku raportu znajdziemy krytykę wyborów prezydenckich z 2004 roku, które nie spełniły wszystkich standardów zdrowej demokracji. W dalszej części rozwinięto ten temat i napisano, że w trakcie kampanii kanały telewizyjne (ogólnopaństwowe) poświęcały prezydentowi Putinowi średnio cztery godziny dziennie. Drugiemu w kolejności kandydatowi zaledwie 21 minut. Zauważono również, że zmiana przepisów dotyczących organizacji pozarządowych oraz tzw. ekstremizmu politycznego mogą w poważny sposób wpłynąć na ograniczenie praw obywatelskich. Raport wskazuje również na niepokojący fakt zmiany ustawy o partiach politycznych – teraz muszą posiadać minimum 50 tys. członków i przedstawicieli we wszystkich republikach i obwodach Federacji Rosyjskiej – oraz podniesieniu progu wyborczego z 5 do 7 procent. W wyborach parlamentarnych w bieżącym roku obywatele będą mogli głosować tylko na kandydatów z list partyjnych, gdyż zmiana prawa zniosła możliwość wyboru połowy składu Dumy spośród kandydatów niezależnych w obwodach jednomandatowych. Skoro już o polityce mowa, raport wytknął mało demokratyczną zmianę dotyczącą wyboru gubernatorów, która nastąpiła po ataku terrorystycznym na szkole w Biesłanie w 2004 roku. Wkrótce po tym tragicznym wydarzeniu zniesiono bezpośrednie wybory gubernatorów, których od tej pory mianuje prezydent i zatwierdzają lokalne parlamenty. Jeśli trzykrotnie lokalny parlament odrzuci kandydata proponowanego przez prezydenta, może zostać rozwiązany.

Wiele stron raportu poświęcono wolności słowa i mediów. Ocena jest dla Rosji miażdżąca. Praktycznie wszystkie największe gazety i telewizje są mniej lub bardziej prorządowe. Żadna ogólnokrajowa telewizja nie ostała się w rękach prywatnych. Trudno bowiem uznać za prywatne przedsiębiorstwo koncern Gazprom, posiadający większość udziałów w telewizji NTW (dawniej należącej do Borysa Bieriezowskiego). podobny los, tj. wykupienie przez prokremlowskich biznesmenów, spotkał najważniejsze gazety: Kommersant, Izwiestia, Moskowskoje Nowosti. Dziennikarze państwowych mediów (głównie telewizji) są wprost instruowani przez administrację prezydenta o czym mogą, a o czym nie powinni mówić. Ponieważ taka praktyka trwa od dawna, większość dziennikarzy nakłada na siebie auto-cenzurę, gdyż dobrze wie, o czym nie można wspominać. Wszystkie serwisy informacyjne każdego dnia informują o tym, co robił i co powiedział prezydent. W prasie jest ciut lepiej, ale właściciele nie chcąc narażać się Kremlowi wolą omijać niebezpieczne tematy. Krytyka władzy jest niemile widziana.

Krnąbrni dziennikarze nie mogą czuć się bezpiecznie. Ostatni raport organizacji Dziennikarze bez Granic wskazał, że Rosja znajduje się w czołówce najbardziej niebezpiecznych dla życia dziennikarzy państw, tuż za Irakiem. Wszyscy pamiętamy morderstwo Anny Politkowskiej, dziennikarki Nowej Gaziety, która od lat pisała bardzo krytycznie na temat postępowania Kremla w Czeczenii. Zaledwie kilka dni temu, czego oczywiście nie uwzględniono w raporcie Departamentu Stanu, dziennikarz Kommiersanta wypadł przez okno z piątego piętra. Podobno dowiedział się o planowanej sprzedaży nowoczesnego sprzętu wojskowego: samolotów Su-30 i systemów obrony przeciwlotniczej S-300 do Syrii, o czym chciał napisać artykuł. Niestety, w ciągu ostatniego roku w Rosji zginęło więcej dziennikarzy. Najgorsze jest to, że prokuratura nie jest w stanie ustalić sprawców, w związku z tym mordowanie uchodzi bezkarnie.

A propos morderstw, nie można zapomnieć o spektakularnym ataku na wiceprezesa rosyjskiego Banku Centralnego Andreja Kozłowa, który został postrzelony 16-krotnie i po kilkunastu godzinach walki o życie w szpitalu zmarł. Podobno jego śmierć została „zakontraktowana” przez jednego z właścicieli banków podejrzanych o pranie brudnych pieniędzy, którym Kozłow twardo odbierał koncesje.

Długo można by jeszcze pisać o tym, co znalazło się w raporcie. Polecam jego lekturę, a na koniec podam jeszcze kilka smutnych faktów: organizacje pozarządowe są traktowane z dużą dozą nieufności (szef FSB Nikołaj Patruszew stwierdził wprost, że wiele z nich jest przykrywką dla działań obcych wywiadów. Potwierdziły to słowa Władimira Putina, który sceptycznie odnosi się do finansowania organizacji działających w Rosji przez zagranicznych donatorów), zaledwie 0,7% spraw w sądach kończy się uniewinnieniem – tymczasem w Rosji w więzieniach, koloniach karnych i zakładach poprawczych odsiaduje kary już grubo ponad 800 tysięcy obywateli (często w fatalnych warunkach, które są przyczyną szokującej liczby zgonów oraz chorób), poważnym problemem jest nacjonalizm, ksenofobia i rasizm – w roku 2005 odnotowano ponad 13 tysięcy ataków na obcokrajowców (29-procentowy wzrost w stosunku do roku 2004), nadal nie poradzono sobie z problemem fali (diedowszcziny) i przemocy w wojsku – nagminne jest znęcanie się nad poborowymi (pojawiły się nawet przypadki zmuszania do prostytucji) i nieudzielanie im pomocy medycznej – w przypadku Andreja Syczowa skończyło się to amputacją obu nóg. Jak pisałem wcześniej, długo mógłbym jeszcze wymieniać kolejne uchybienia. Konkluzja jest taka, że należy zgodzić się z tytułowym stwierdzeniem o „demokracji imitacyjnej” autorstwa Siergieja Markowa (prokremlowskiego politologa). Smutne jest to, że niewiele próbuje się robić, aby wskazane uchybienia wyeliminować.

Piotr Wołejko

Share Button