Chiny: Wysoki koszt rozwoju

Dwucyfrowa dynamika wzrostu gospodarczego utrzymywana przez wiele lat, rosnący w tempie kilkudziesięciu procent rocznie eksport, dziesiątki miliardów dolarów napływających inwestycji zagranicznych, nieustannie wzrastająca produkcja przemysłowa… Długo by wymieniać czynniki przyczyniające się do umacniania chińskiej potęgi. Niestety, pekińscy władcy będą musieli stawić czoła ogromnemu problemowi – zdewastowanemu środowisku. Koszty industrializacji i urbanizacji są wprost proporcjonalne do rozwoju gospodarczego.

Blisko 500 milionów Chińczyków jest pozbawionych dostępu do wody pitnej, która nie zagrażałaby ich zdrowiu. Tylko 1 procent spośród 560 milionów mieszkańców chińskich miast oddycha powietrzem uznawanym przez normy Unii Europejskiej za bezpieczne. Nad większością wschodniego wybrzeża ChRL – stanowiącego motor napędowy rozpędzonej gospodarki – unosi się szkodliwy dla życia smog, często ograniczający widoczność do kilkuset metrów. W smogu pogrążony jest Pekin, w którym za niespełna 12 miesięcy odbędą się Igrzyska Olimpijskie. Istnieje obawa, że będzie on niebezpieczny dla walczących o medale sportowców. Lekkoatleci jednak szybko wyniosą się ze stolicy Chin, a zatrute powietrze pozostanie. Stanowi ono coraz poważniejszy problem dla Japonii czy Hong Kongu, w kierunku których spycha zanieczyszczenia wiatr.

Chiny już wkrótce wyprzedzą Stany Zjednoczone w rankingu największych światowych trucicieli. Może to nastąpić już pod koniec obecnego roku, choć wcześniej wskazywano, że „magiczna” granica zostanie przekroczona dopiero w roku 2010. Okazało się jednak, że dynamika chińskiego wzrostu jest dużo szybsza. Jeszcze 10 lat temu Chiny i Stany Zjednoczone produkowały po ok. 13% stali w skali światowej. Od tego czasu produkcja w USA zmniejszyła się o 5%, a w Chinach zwiększyła się do 35 procent! W największym pod względem ilości mieszkańców państwie świata rocznie oddaje się 7,5 miliarda metrów kwadratowych mieszkań oraz przestrzeni komercyjnych. Stanowi to więcej od całkowitej powierzchni tzw. malli (coś w rodzaju galerii handlowych) w Ameryce. Konstrukcja tak ogromnych ilości budynków wymaga milionów ton stali oraz materiałów budowlanych, m.in. cementu. Wytworzenie ich „kosztuje” wiele zanieczyszczeń oraz szkodliwych substancji. Jakby tego było jednak mało, chińskie konstrukcje są bardzo nieenergooszczędne – przeciętne ogrzanie budynków budowanych w Chinach wymaga dwukrotnie większej ilości energii, niż w Unii Europejskiej czy Stanach Zjednoczonych.

Oprócz przeniesienia do Chin produkcji większości szkodliwych dla środowiska towarów, jak m.in. cement czy tekstylia, drugim poważnym zagrożeniem dla natury jest energetyka. Co roku Chiny zwiększają produkcję energii elektrycznej o niesamowite dla nas ilości. W 2005 roku dodały 66 gigawatów energii do swoich mocy (tyle, ile Wielka Brytania generuje w ciągu roku), a w roku ubiegłym 102 gigawaty -co stanowi ekwiwalent energii produkowanej przez Francję w ciągu roku. W Chinach niemal codziennie oddaje się do użytku elektrownię węglową, a „czarne złoto” XIX wieku stanowi główne źródło energii. Chiny są kluczowym importerem tego surowca i posiadają największą na świecie liczbę kopalni. Wraz z pędzącym wzrostem gospodarczym – sięgającym 11-12 procent rocznie – lawinowo wręcz wzrasta ilość spalanego węgla (nawet o 1/5 w skali rocznej).

Kroki podejmowane przez komunistycznych przywódców w celu walki z niszczeniem środowiska są niewystarczające, a często wyłącznie pozorowane. Kierownictwo partii nie może bowiem pozwolić sobie na spowolnienie wzrostu gospodarczego, gdyż tylko on zapewnia tworzenie miejsc pracy dla ogromnej ilości siły roboczej, wchodzącej rokrocznie na rynek pracy. Jeśli zamiast kilkunastu milionów pracę znalazłoby tylko kilka, skutki społeczne są nie do przewidzenia. A komuniści panicznie boją się społecznych niepokojów i buntów. Mogą się jednak przeliczyć, gdyż liczba protestów gwałtownie rośnie, a poza standardowymi powodami – jak złodziejskie praktyki deweloperów, korupcja miejscowych władz oraz głodowe pensje – istotną iskrą dla wystąpień stają się kwestie zatrutego i zniszczonego środowiska. Ostrożone szacunki wskazują na to, że ok. 800 tysięcy obywateli rocznie umiera z powodu szkodliwych substancji wyrzucanych w ogromnych ilościach przez tysiące zakładów w powietrze, ziemię i wodę.

Nie sposób nie skonstatować, że problemy Chin związane z degradacją środowiska stanowią ogromny problem dla całego świata. Wskazują one także, iż walka z globalnym ociepleniem prowadzona w Europie czy Ameryce nie ma sensu, bez włączenia do niej wzrastających potęg w postaci Chin czy Indii. Można również łatwo wykazać, że im bardziej Europa i Ameryka walczą z emisjami szkodliwych gazów do powietrza u siebie, tym większe stają się one w Azji, głównie w Chinach.

Powiem więcej, to UE i USA odpowiadają w dużej części za katastrofalny stan środowiska naturalnego w Chinach. Gdyby bowiem nie nakładanie coraz to nowych podatków, wymyślanie dziesiątek licencji, pozwoleń i koncesji na produkcję pewnej grupy towarów, nie byłoby potrzeby przenoszenia wytwarzania ich do Chin. Kosztem utraty miejsc pracy w Polsce, Niemczech czy w Wirginii (oraz redukcji emisji gazów cieplarnianych w tych miejscach), zwiększa się emisje w delcie Rzeki Perłowej czy Żółtej. I kiedy politycy w Brukseli czy Berlinie chodzą zadowoleni, powinni pomyśleć o Chinach. Może wtedy ich samopoczucie byłoby trochę gorsze.

Piotr Wołejko

Share Button