Chiny vs. Japonia: Nowa odsłona starego sporu

Coraz bardziej niepokojąco przedstawia się sytuacja w Azji, gdzie spory dotyczące kontroli nad niewielkimi wysepkami oraz szlakami wodnymi stają się bardzo gorące. Najbardziej martwi to, iż posunięcia zewnętrzne wynikają głównie z zapotrzebowania wewnętrznego. Mówiąc krótko, nacjonalizmy biorą górę nad dyplomacją, gospodarką i racjonalną kalkulacją.

Zanim przejdę do meritum, pragnę przeprosić za chwilowy blackout bloga, który miał miejsce w ostatnich tygodniach. Poratowaliście mnie Wy, Czytelnicy, przesyłając kilka bardzo ciekawych artykułów. Dziękuję i proszę o więcej. Każdy może być autorem Dyplomacji! Niniejszym wpisem wracam do aktywności publicystycznej. Nie podobało się to kilku osobom, które potraktowały mnie w niegodny sposób. Sprawa jest już zamknięta, a ja idę dalej. Piszę dla siebie i dla Was, a Czytelników Dyplomacji (przynajmniej tych, którzy ujawnili się na profilu na Facebooku) jest już ponad 1500!  Razem zbliżamy się do szóstych urodzin bloga, które już w grudniu.

Dorzucanie do pieca

grafikaWróćmy jednak do Azji. Ostatnie dni to zaostrzanie się sporu pomiędzy Chinami a Japonią. Zaczęło się od zakupienia przez Tokio trzech spośród spornych wysp zwanych przez Japończyków Senkaku, a przez Chińczyków Diaoyu. Rząd odkupił je od prywatnego właściciela, znajdując się pod silną presją wewnętrzną. Otóż wojowniczy burmistrz japońskiej stolicy sam chciał nabyć te wyspy, co spotkałoby się z bardzo ostrą reakcją Chin. Niestety, Pekin i tak zareagował bardzo ostro, a premier Wen Jiabao zapowiedział, że Chińczycy nie oddadzą nawet centymetra własnego terytorium. W wielu chińskich miastach doszło do gwałtownych antyjapońskich protestów, co jest wodą na młyn dla nacjonalistów po obu stronach Morza Wschodniochińskiego.

Na słowach się nie skończyło. Chińczycy dokonali niewielkiej, acz istotnej zmiany w swoim prawie i teraz mogą, we własnych oczach, legalnie bronić swojej suwerenności nad spornymi wyspami. Z miejsca wysłali sześć okrętów w ich kierunku. Trudno spodziewać się, by Japonia nie odpowiedziała wysłaniem własnych okrętów. Wszystko to zaczyna wyglądać tak, jakby poważniejszy konflikt był w zasięgu ręki, a konkretniej – zbłąkanej kuli. Wystarczy, że komuś puszczą nerwy lub ktoś źle zinterpretuje zachowanie drugiej strony. A jeśli w przypadkowym starciu okręt jednej ze stron pójdzie na dno? Jeśli będą ofiary?

Poszkodowana potęga

Bardzo niedobrze wygląda sytuacja w Chinach, które ciągle widzą się w roli ofiary. Przeświadczenie o wielkiej krzywdzie z XIX w. jest nadal żywe. Aktualnie Chińczycy uważają, że padają ofiarą prowokacji zagranicznych, których celem jest powstrzymanie Pekinu przed objęciem kontroli nad terytoriami, które Chinom się po prostu należą. Jeśli część mediów krytykuje elity rządzące za zbyt nieśmiałą odpowiedź na „japońską prowokację”, strach myśleć, co kryje się za tą krytyką i jak w myśl jej autorów miałyby zachować się władze.

Nerwowo w Pekinie

Chiny znajdują się obecnie w newralgicznym momencie, w przededniu zmiany na szczytach władzy. Nie przebiega ona spokojnie. Wydaje się, że wiele buldogów walczy ze sobą pod dywanem w Zakazanym Mieście. Typowany na przyszłego przywódcę Xi Jinping przez wiele dni był nieobecny, co zrodziło mnóstwo, często absurdalnych, plotek. Kilka miesięcy temu w łonie KPCh doszło do poważnego skandalu i czystki, w efekcie której z partii z hukiem wyleciał jeden z jej liderów Bo Xilai.

Warto mieć powyższe na uwadze, gdy analizuje się poczynania Chin w ostatnim czasie. W Pekinie trwają walki frakcyjne i polityka zagraniczna stała się ich zakładnikiem. Twardszy kurs Pekinu w dużej mierze wynika z tarć wewnątrz partii komunistycznej. Istotną rolę odgrywa też nacjonalizm, któremu partia raczej przyklaskuje, niż się go obawia.

Jednak nacjonaliści są także w Japonii, Wietnamie i innych krajach, z którymi spierają się Chiny. I mają oni coraz większy wpływ na postępowanie swoich rządów. Nikt nie może wyjść na miękkiego i skłonnego do jednostronnych ustępstw. Jeśli Chiny nie odpuszczą nawet centymetra, podobne myślenie będzie dominowało w Tokio.

Logika konfliktu

Od deklaracji i manewrów militarnych niedaleko jest do sankcji ekonomicznych. A te mogą wywołać reakcję łańcuchową. W tym samym czasie nastroje nacjonalistyczne będą coraz silniejsze, a wraz z nimi presja na władze, by nie ustępowały nawet o krok. Nie mam zamiaru wieszczyć powtórki z Europy początku XX w., jednak warto przypomnieć sobie przygrywkę do ówczesnych wydarzeń.

Azjaci uznawani są za pilnych studentów. Niech sięgną po podręczniki historii Starego Kontynentu, aby uniknąć błędów przeszłości. Do pewnego momentu można przerwać logikę konfliktu. Gdy przekroczy się masę krytyczną, wydarzenia przyspieszają i prowadzą do nieuchronnego.

Piotr Wołejko

grafika: http://guambatstew.blogspot.com

Share Button