Harmonijny rozwój i brak problemów z sąsiadami – te hasła już od pewnego czasu nie stanowią imperatywów chińskiej polityki zagranicznej. Choć bardziej asertywna, zdecydowana i twarda postawa Pekinu stała się widoczna jeszcze przed kryzysem finansowym, to dopiero po nim ujawniła się w pełnej krasie. Chiny nie zamierzają skrywać własnego zdania, a chińskie interesy będą realizować z żelazną konsekwencją – często doprowadzając sytuację do wrzenia. Właśnie przekonała się o tym Japonia, wkrótce przekonają się inni.
Więcej niż zatrzymany kapitan
Na początku września doszło do incydentu z udziałem chińskiego statku rybackiego oraz japońskiej straży przybrzeżnej na obszarze spornych Wysp Senkaku (zwanych także Diaoyutai). Według Japonii chiński kuter nie podporządkował się poleceniom japońskich strażników, a następnie próbował staranować okręt straży. Zdaniem Chin, japońska straż wtargnęła na chińskie wody i aresztowała załogę chińskiego kutra. Załogę dość szybko zwolniono, natomiast kapitana postanowiono zatrzymać celem postawienia mu zarzutów. W efekcie chińskiej presji, o której będzie dalej mowa, kapitan został zwolniony.
Co oczywiste, spór nie dotyczy kapitana kutra rybackiego. Gra idzie o kontrolę nad Wyspami Senkaku, bezludnymi i niewielkimi, ale skrywającymi bogate złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. O chińskich sporach terytorialnych, w tym toczonych z Japonią, przeczytacie więcej w moim artykule w najnowszym numerze tygodnika Polska Zbrojna. Tutaj w dużym skrócie należy powiedzieć, że spór de facto wybuchł dopiero w latach 70., po opublikowaniu badań dotyczących złóż ropy i gazu wokół Senkaku.
Wówczas Chiny „przypomniały” sobie, że o Senkaku wspominały kroniki już za czasów dynastii Ming (XIV-XVII w.), a późniejsze japońskie źródła odwołują się do zapisków z Chin. Drugi argument Pekinu wskazuje na przejęcie przez Japonię kontroli nad wyspami w efekcie traktatu z Shimonseki z 1895 roku, który kończył wojnę cesarskich Chin z imperialną Japonią. Tymczasem Tokio twierdzi, że Senkaku zostały zajęte na kilka miesięcy przed podpisaniem wspomnianego traktatu jako terra nullius.
Dziś Tokio i Pekin spierają się o suwerenność nad wyspami, a także o prawa do eksploracji i eksploatacji zasobnych złóż. Chińczycy próbują załatwić sprawę metodą faktów dokonanych i rozpoczęli prace nad wydobyciem surowców. Japonia może się przyłączyć albo, zapewne w nieskończoność, dochodzić swoich racji w bilateralnych rozmowach z Chinami lub w sądach międzynarodowych. Łatwo zrozumieć, że tylko pierwsza opcja ma jakiś przysłowiową przyszłość.
Groźny nacjonalizm
Reakcję Chin na zatrzymanie załogi kutra rybackiego, a następnie na przetrzymywanie kapitana jednostki można określić tylko jednym słowem – furia. Japoński ambasador w Pekinie co i rusz wzywany był na dywanik do ministerstwa spraw zagranicznych ChRL. Wstrzymano oficjalne kontakty na szczeblu ministerialnym, a także nieoficjalne na innych szczeblach. Wstrzymano również rozmowy dotyczące wspólnej eksploracji dna morskiego. Cofnięto także zaproszenie dla japońskiej młodzieży, która wybierała się na Expo w Szanghaju. Premier Wen Jiabao zapowiedział także, że nie ma mowy o spotkaniu z jego japońskim odpowiednikiem Naoto Kanem podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, gdyż „chwila jest nieodpowiednia„.
Oficjalne chińskie media podają, że w internecie obywatele zamieścili dziesiątki tysięcy antyjapońskich komentarzy. Bez wątpienia władze w Pekinie potrafią wzbudzić falę nacjonalizmu i rozbudzić wrogość wobec obcych. W przypadku Japonii nie jest to trudne, a doświadczenie protestów sprzed kilkudziesięciu miesięcy (premierostwo Junichiro Koizumiego oraz Shinzo Abe) jest przecież stosunkowo świeże. Wówczas odbywały się marsze i demonstracje wymierzone w Japonię, a władze z radością sterowały nastrojami mas. Scenariusz jest więc znany i wiadomo, czego można się spodziewać, gdy Chiny znajdą się w konflikcie z innym państwem. Pojawia się jednak pytanie, czy i jak długo władze będą w stanie kontrolować wybuchy nacjonalizmu?
Niebezpieczne znaki
W trakcie sporu chińsko-japońskiego pojawiły się plotki, iż Chiny wstrzymały Japończykom dostawy tzw. pierwiastków (metali) ziem rzadkich. Są one niezbędne nowoczesnemu przemysłowi, a Chińska Republika Ludowa kontroluje 97% globalnego rynku. Monopolizacji rynku z pewnością pomogła obniżka cen w latach 90., w efekcie której konkurencja nie wytrzymała rywalizacji i upadła. Odbudowa potencjału wydobywczego potrwa najpewniej kilka lat. Stąd Chiny posiadają istotne narzędzie nacisku na inne państwa, w szczególności te najbardziej rozwinięte. Pekin zaprzeczył jakoby jakiekolwiek embargo dot. cennych pierwiastków zostało wprowadzone, ale warto już teraz zastanowić, jak zapobiec realnemu wstrzymaniu dostaw.
Problemem Chin jest to, że są one zbyt duże dla większości państw, by mogły poradzić sobie z ich żądaniami samodzielnie. Tymczasem Pekin stanowczo domaga się rozwiązywania wszelkich sporów i załatwiania spraw w formie bilateralnej. Dlatego Chiny odrzucają możliwość rozmów z ASEAN, organizacją zrzeszającą mniejsze kraje Azji Południowo-Wschodniej, dotyczących sporu o suwerenność nad Wyspami Spratly (złoża surowców, łowiska ryb, kluczowy dla światowej gospodarki szlak handlowy). Gdy po stronie państw ASEAN, wyrażając także własne stanowisko, stanęły Stany Zjednoczone, Pekin zareagował gniewem.
Mało elastyczne podejście Chińczyków, tak różne od tego, które prezentowali jeszcze kilka lat temu, staje się powoli coraz poważniejszym problemem w Azji i na Pacyfiku. Chińskie podejście może być konfliktogenne. Co więcej, może obrócić się przeciwko Chinom, zachęcając zagrożone chińskim maksymalizmem państwa do stworzenia wspólnego bloku obliczonego na powstrzymanie Pekinu. Amerykanie, obawiający się o swoje interesy w regionie, z radością będą sprzyjać powstaniu takiego bloku. Mogą też do niego dołączyć. Chińscy stratedzy powinni mieć to na uwadze.
Piotr Wołejko