Teheran i Ankara podpisały umowę ws. tranzytu gazu do Europy, według której 35 miliardów metrów sześciennych błękitnego paliwa miałoby trafić z Iranu, przez Turcję, na Stary Kontynent, informują źródła irańskie. Być może jest to pierwszy krok w kierunku włączenia Iranu do projektu gazociągu Nabucco, cierpiącego do tej pory, między innymi, na deficyt dostawców gazu. Azerbejdżan nie jest w stanie samodzielnie podołać temu zadaniu.
Iran posiada drugie na świecie rezerwy gazu ziemnego, ustępując jedynie Rosji. W przeciwieństwie do Federacji Rosyjskiej Iran nie odgrywa jednak większej roli jako eksporter surowca. Wewnętrzna konsumpcja gazu ziemnego w Iranie przewyższa jego produkcję, a dla zapewnienia wszystkim konsumentom paliwa Teheran jest zmuszony importować gaz z sąsiedniego Turkmenistanu.
Z tymi dostawami był zeszłej zimy problem, który spowodował całkiem spore zamieszanie: Iran nie wywiązywał się z płatności i Turkmenistan wstrzymał dostawy (oficjalny powód: problemy techniczne; skąd my to znamy? Vide Możejki); w efekcie Iran musiał wstrzymać eksport gazu do Turcji, aby pokryć wewnętrzne zapotrzebowanie; Turcja z kolei ograniczyła dostawy do Grecji; na końcu wszystkich pogodził Gazprom, zwiększając ilość tłoczonego do Turcji gazu.
Zdaje się, że Teheran wyciągnął z tej lekcji wnioski, czego efektem może być podpisana w ostatnich dniach umowa z Turkmenistanem, zapewniająca Iranowi 10 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie ze złóż Yoloten. Irańczycy stawiają na współpracę z Turkmenami, a także budują podwaliny pod eksport turkmeńskiego gazu do Europy via Turcja. Ankara z kolei przebąkuje coś o budowie gazociągu, który połączyłby Turcję z irańską prowincją Bushehr.
Wszystko to wygląda pięknie, a działania Iranu są całkowicie zrozumiałe. Europa jest oczywistym rynkiem zbytu dla irańskiego gazu, a Iran pożądanym przez Europę dostawcą. Uniezależnienie się od dostaw rosyjskich jest dla wielu środkowoeuropejskich państw UE priorytetem. Z drugiej strony Iran nie zamierza odgrywać roli moskiewskiego wasala, a raczej realizować własne interesy. Wielu komentatorów przecenia wpływ Kremla na ajatollahów i nie docenia ambicji i dumy Persów. W obliczu nowej administracji w Białym Domu i spodziewanego nowego otwarcia, protekcja rosyjska na arenie międzynarodowej nie jest Teheranowi niezbędna. Stąd większe pole manewru dla sprawnych dyplomatycznie Irańczyków.
Głównym problemem pozostaje jednak zwiększenie krajowej produkcji gazu ziemnego, która umożliwiałaby wejście w naturalną, zdawałoby się, rolę jednego z największych eksporterów błękitnego paliwa. Wiążą się z tym duże nakłady finansowe, ale tutaj mogą pomóc zagraniczne koncerny, oraz konieczność oszczędniejszego zużywania gazu przez konsumentów krajowych. Nie uda się łatwo ani szybko osiągnąć docelowego stanu gotowości do eksportu znaczących ilości gazu.
Warto także nadmienić, że 35 miliardów metrów sześciennych to relatywnie niewiele. Jeśli uwzględnimy rosnące potrzeby Turcji, która jest uzależniona od importu (jak na razie rosyjskiego) gazu, może się okazać, że projekt jest ekonomicznie nieopłacalny. Azerbejdżan „obiecał” zaledwie 8 miliardów metrów sześciennych. Połączenie sił przez Baku, Teheran i, być może, Aszchabad nadałoby projektowi większą dynamikę. Będzie to jednak trudne, gdyż Rosja zrobi wiele, aby pokrzyżować szyki projektowi alternatywnego, omijającego Rosję, gazociągu do Europy.
Miłe dla duszy wiadomości należy więc przyjąć na chłodno, choć z radością, jeśli okażą się prawdziwe. Bez Iranu nie będzie dywersyfikacji dostaw gazu dla Europy, a bez europejskich (w perspektywie także amerykańskich) inwestycji (i know how) nie będzie tak potrzebnej modernizacji irańskiej gospodarki. Dalekosiężne cele są zbieżne, ale po drodze jest wiele trudnych do ominięcia raf.
Piotr Wołejko