Atomowe rozwiązanie

Choć pojawiają się informacje, jakoby globalne ocieplenie już nie postępowało, a świat czeka raczej ochłodzenie, kwestia poszukiwania alternatyw dla paliw kopalnianych pozostaje aktualna. Niezależnie od tego, czy klimat się ociepla czy ochładza – a nigdy nie byłem w obozie klimatohisteryków, głoszących apokaliptyczne wizje i wzywających do samobójczych gospodarczo posunięć – należy już dziś działać w kierunku minimalizacji znaczenia węgla kamiennego w bilansie energetycznym.

Dość zabawne, ale kryzys finansowy bardzo dobrze wpływa na walkę z globalnym ociepleniem – zmniejsza się liczba fabryk i innych zakładów, które emitują gazy cieplarniane do atmosfery. Cieszyć się z tego może jedynie grupka ekstremistów, a jednego jej przedstawiciela niedawno spotkałem, którzy głoszą konieczność cofnięcia wzrostu gospodarczego (de-growth) i przestrzegają, że nieustanny wzrost jest niemożliwy i są pewne jego granice. Muszę przyznać, że zszokował mnie ów reprezentant – profesor John Holten Andersen z kopenhaskiego DTU – który z ogniem w sercu przekonywał słuchaczy, że jego pogląd jest słuszny.

Jak sam jednak stwierdził, on i jego koledzy nie znaleźli jeszcze rozwiązania problemu bezrobocia związanego z cofnięciem wzrostu gospodarczego. Nie znaleźli też, choć tego Andersen już nie przyznał, odpowiedzi na pytanie: na czym owe cofnięcie wzrostu miałoby polegać. Gdy przytomny słuchacz zapytał Andersona, czy proponuje on cofnięcie rozwoju polegające na skróceniu długości życia i zwiększeniu śmiertelności wśród noworodków, ten uciekł od odpowiedzi. A problem jest niebagatelny, gdyż cofnięcie wzrostu nieuchronnie wiąże się m.in. z tym, na co wskazał pytający student. Aberracją wydaje się możliwość utrzymywania gospodarki w stanie „cofania się”, czyli zmniejszania.

Dziś na Salonie24 pojawiło się kilka wpisów dotyczących energetyki, więc postanowiłem dołączyć się do dyskusji. W dniach 10-12 marca uczestniczyłem w konferencji Energy Crossroads w Kopenhadze, gdzie oprócz interesujących (mniej lub bardziej) wykładów i dyskusji, uczestnicy brali udział w grze strategicznej polegającej na stworzeniu nowego systemu energetycznego na 2030 rok. Gra była zwizualizowana wieżami z klocków lego (w końcu to Dania!), a najważniejszym zadaniem była zmiana wieży business-as-usual (jak ujął to doradca Obamy z uniwersytetu Berkeley Daniel Kammen, w przypadku USA jest to Bush-as-usual) w 2030 roku na bardziej ekologiczną. Przy okazji należało dokonać zmian w wieżach symbolizujących zużycie energii w przemyśle, transporcie i ogrzewaniu.

Założenia naszej grupy (6-osobowej), zajmującej się regionem Północ (Skandynawia oraz Wielka Brytania i Irlandia) były bardzo proste: wykorzystajmy potencjał regionu i zbudujmy (bądź zwiększmy wydajność) hydroelektrowni i postawmy na energię wiatru; wyeliminujmy węgiel z bilansu energetycznego i zmniejszmy zużycie ropy w transporcie. Było jeszcze jedno założenie, którego nie udało się w żadnej mierze dotrzymać – NIE dla atomu. Dodatkowym założeniem, w zasadzie pierwszym, była całkowita rezygnacja z CCS, o którym więcej w dalszej części wpisu.

Jak okazało się w trakcie gry, energia atomowa jest niezbędna dla zapewnienia wystarczającej ilości elektryczności. Przy rezygnacji z paliw kopalnianych, atom staje się fundamentem nowego systemu energetycznego. Charakterystyka ulubionych przez ekologów turbin wiatrowych oraz paneli słonecznych jest taka, że nie są one w stanie dostarczać energii przez 24 godziny na dobę, są tzw. elastycznymi źródłami elektryczności. Tymczasem, dla stabilności systemu energetycznego państwa/regionu niezbędne jest, aby zużycie energii elektrycznej w szczytowym momencie (peak demand) mogło być pokryte z tzw. nieelastycznych, stałych źródeł, czyli niezależnych od kaprysów natury.

Większość państw nie będzie drugą Norwegią, pokrywającą własnej zapotrzebowanie w większości z hydroelektrowni. Rezygnacja z węgla kamiennego czy ropy/gazu w produkcji elektryczności oznacza konieczność przejścia na atom. Przy obecnych możliwościach systemu energetycznego, tzn. braku możliwości przechowywania energii elektrycznej, nie można mówić atomowi nie i budować wyłącznie coraz to nowe farmy wiatraków (czy to na lądzie, czy to na morzu). Energia wiatrowa i słoneczna powinny być w większej mierze wykorzystywane, ale nie stanowią one rozwiązania problemu, przed jakim stoimy. Mogą być one uzupełnieniem bilansu energetycznego, ale podstawą musi być atom – bezpieczne (nowoczesne technologie) i ekologiczne źródło energii.

Stąd zadziwia oderwanie od rzeczywistości polityków w wielu państwach, którzy za zakaz wykorzystywania atomu dla produkowania energii daliby się pokroić. Era zaprzeczania faktom już się skończyła, a kto zrozumie to ostatni, znajdzie się w nie lada kłopocie. Ostatnio w Niemczech rozgorzał spór pomiędzy lewą a prawą częścią sceny politycznej, czy należy znieść nakaz wstrzymania prac siłowni atomowych w 2017 roku (a nie, broń Boże, wybudowanie nowych elektrowni), podgrzany jeszcze przez szwedzkie rozważania, czy nie nadszedł czas przeproszenia się z rzeczywistością, tj. rezygnacją z rezygnacji używania atomu. Skoro już nawet Szwecja rozważa taki krok, sytuacja stała się naprawdę poważna.

Jedynym problemem z elektrowniami jądrowymi jest kwestia zużytego paliwa i tego, co z nim robić. Można je oczywiście przechowywać, ale jest to kosztowne, a zużyte paliwo pozostaje radioaktywne przez setki tysięcy lat. Może jednak uda się opracować technologie, które pozwolą ten problem rozwiązać. Uwierzmy w potęgę nauki, już nie takie problemy udawało się rozwiązywać. Podobno kanclerz Merkel, z wykształcenia fizyk, także gorąco w to wierzy i nie ukrywa, że zamierza znieść nakaz zamknięcia niemieckich siłowni jądrowych. Przemawia za tym nie miłość do atomu, ale zdrowy rozsądek – zamknięcie elektrowni oznaczało by poważne problemy dla Niemiec związane z brakiem elektryczności.

Odnosząc się do dzisiejszych wpisów na Salonie, spośród których dwa dotyczą technologii sekwestrowania węgla (carbon capture and storage – CCS): Paweł Świeboda i Aga Hinc z Centrum Strategii Europejskiej demosEuropa kategorycznie twierdzą, że „Europa musi postawić na CCS„. Mniej przychylnie na CCS patrzy Varia (vide Fakty i mity o CCS), do którego stanowiska jest mi znacznie bliżej. Nie uważam bowiem wychwytywania i składowania dwutlenku węgla za cudowne rozwiązanie ani wielką szansę dla Polski, Europy czy świata.

Technologia CCS jest droga, a do tego nigdzie jeszcze nie została wprowadzona. Istnieją rozmaite instalacje demonstracyjne, ale to dopiero raczkowanie nowego pomysłu. Świeboda i Hinc piszą: ” UE zdecydowała o budowie do 12 obiektów demonstracyjnych w okresie do roku 2015, co wymagać będzie dodatkowego finansowania rzędu 1 miliarda euro na instalację.” UE wyda więc 12 miliardów euro, a w 2015 roku (dopiero!) będzie można stwierdzić, czy technologia się przyjęła i sprawdziła i czy warto ją wprowadzać powszechnie, tj. do wszystkich, istniejących oraz budowanych (planowanych) elektrowni, opalanych głównie węglem.

Varia zwraca uwagę na bardzo ważny aspekt: „(…) elektrownie powinny być jak najbliżej miejsc odbioru prądu, względnie blisko złóż paliwa. W przyszłości to miejsca składowania CO2 będą determinować lokalizacje, gdzie nowe elektrownie będą powstawały. Oznaczać to będzie wyższe koszty związane z transportem z jednej strony węgla, a z drugiej – wytworzonego prądu.” Przesyłanie energii na duże odległości oznacza większe straty (specyfika przesyłu elektryczności), a CCS mogą stosować na dużą skalę tylko kraje, które posiadają odpowiednie miejsca do przechowywania CO2. Na kopenhaskiej konferencji ktoś (z uczestników, nie panelistów) rzucił pomysł, aby budować specjalne magazyny, takie jak do przechowywania ropy bądź gazu – kolejny oderwany od rzeczywistości (koszty!) pomysł.

Osobiście uważam, że CCS może znaleźć zastosowanie w ograniczonej liczbie państw, a i to uwarunkowane jest kosztami technologii. Jak każda nowinka, CCS jest drogi, i od redukcji kosztów uzależniony jest jego sukces bądź porażka. Jest to przede wszystkim półśrodek, który, paradoksalnie, oddala nas od rezygnacji z węgla i przejścia na atom. Tylko atom pozwoli znacznie zredukować emisje i wyeliminować węgiel z produkcji elektryczności. Stąd zamiast zaprzeczać rzeczywistości i stosować różne zmyłki tudzież zajmować się pobocznymi wątkami (CCS), należy jasno i wyraźnie określić priorytet, jakim jest budowa elektrowni jądrowych.

Na mniejszą skalę bardzo ciekawym pomysłem jest wykorzystanie alg. Pisze o tym dzisiaj traube (Algi zamiast plutonu). Powiedziałbym: nie zamiast, a obok. Przeczesałem sieć i aż dziw bierze, że zamiast na algi, UE wydaje 12 miliardów euro na pompowanie dwutlenku węgla pod ziemię, promując półśrodek zamiast całkowitego rozwiązania.

Piotr Wołejko

Share Button