Ropa i gaz zmienią geopolitykę

Według prognozy przygotowanej przez Międzynarodową Agencję Energii (IAE) w raporcie World Energy Outlook 2012, w ciągu dekady Stany Zjednoczone mogą stać się największym producentem ropy naftowej na świecie (dziś są na 3. miejscu). Już są największym producentem gazu ziemnego. Dynamiczny rozwój produkcji ze złóż niekonwencjonalnych sprawia, że całkiem realne jest myślenie o USA w kategorii państwa samowystarczalnego energetycznie, a nawet znaczącego eksportera węglowodorów. Niesie to za sobą istotne konsekwencje geopolityczne.

Obecnie ceny gazu i ropy w Ameryce są znacznie niższe niż w Europie, a trend ten będzie się tylko pogłębiał. O ile Stany Zjednoczone są „w pełnym gazie” jeśli chodzi o eksploatację własnych złóż, to Europa znajduje się w powijakach. Co więcej, silne lobby (atomowe, Gazprom, zieloni) zwiera szyki w celu zablokowania bądź ograniczenia wydobycia ze złóż niekonwencjonalnych. Przy jednoczesnym wyczerpywaniu się dotychczasowych złóż – w Wielkiej Brytanii, Norwegii czy Holandii, oznacza to wzrost zależności od gazu rosyjskiego oraz zwiększenie importu błękitnego paliwa w postaci skroplonej. I tutaj są największe szanse na niższe ceny, gdyż – po wykluczeniu rynku amerykańskiego przez przez gaz łupkowy – podaż LNG jest duża, a to wymusza spadek cen.

Chińska flota pilnująca porządku w Zatoce Perskiej?

Rewolucja łupkowa w USA to dla Rosji prawdziwy dramat. Uzależniona od dochodów z eksportu surowców energetycznych, może wkrótce stracić główne źródło twardej waluty. Tymczasem brak w Moskwie jakichkolwiek planów (nie mówiąc o działaniach) zapobiegawczych. Łupki wzięły Rosję z zaskoczenia, a stawką w tej grze jest coś więcej niż niezależność energetyczna Stanów Zjednoczonych. Jest nią geopolityka nadchodzących dekad. Pozbawienie Rosji gigantycznych dochodów sprawi, że jedynym wyznacznikiem jej potęgi będą nieprzebrane zasoby głowic jądrowych, spośród których wiele nadaje się tylko do utylizacji.

Jeśli Stany Zjednoczone zmniejszą swoje uzależnienie od importu ropy naftowej, Bliski Wschód przestanie zajmować znaczną część ich uwagi. Większość ropy z państw Zatoki Perskiej będą importowały kraje Azji, ze szczególnym uwzględnieniem Chin. Czy za 10-20 lat to Chiny zostaną policjantem najbardziej zapalnego punktu na świecie? Siłą rzeczy, czyli brakiem zainteresowania cudzą ropą, skoro posiada się wystarczające zasoby własnej, Stany Zjednoczone mogą przerzucić gorącego bliskowschodniego kartofla w chińskie ręce. Czy wtedy arabskie społeczeństwa będą zrzucać na Chiny winę za swoje niepowodzenia?

Przykra w tym scenariuszu jest rola Europy (chociaż i w innych nie jest wcale dobra), która będzie zmagała się z dużo wyższymi cenami surowców energetycznych i kosztami energii. Realizacja ambitnych celów klimatycznych, czyli rozwój odnawialnych źródeł energii, będzie kosztowna. Jeśli atom nie zostanie zrehabilitowany, może się okazać, że miejsce węgla zajmie gaz ziemny. W tym nadzieja Rosji, ponieważ europejskie zasoby gazu, konwencjonalnego i niekonwencjonalnego, nie są znaczące. Sytuację może ratować rynek LPG, który nadal powinien się dynamicznie rozwijać (Katar, Australia, Indonezja, Malezja, Izrael?).

OPEC wśród zwycięzców czy przegranych?

W dość optymistycznym, dla niektórych naiwnym (polecam komentarze) wpisie na blogu magazynu Foreign Policy, Steve LeVine wskazuje na zwycięzców i przegranych nadchodzącej epoki bogactwa na rynkach surowców energetycznych. Postęp technologiczny pozwala sięgać po złoża dotychczas uznawane za nieopłacalne w eksploatacji. Dostępne stają się także kolejne państwa, które liczą na krociowe zyski i traktują wydobycie ropy lub gazu jako swój bilet ku modernizacji. LeVine twierdzi, że zwycięzcami w nowej erze będą Amerykanie, nowe petropaństwa – np. Etiopia, Cypr, Izrael, Kenia, Uganda. Wśród przegranych LeVine umieszcza Rosję, Wenezuelę, Iran, OPEC jako całość oraz ruchy zielonych. Tych ostatnich dlatego, że mało kto będzie zaprzątał sobie głowę ochroną klimatu w sytuacji, w której tradycyjne zasoby energetyczne są dostępne w dobrej cenie.

W przypadku OPEC prognoza LeVine’a rozjeżdża się jednak z przewidywaniami Międzynarodowej Agencji Energii. Zgodnie z World Energy Outlook 2012, rola OPEC w najbliższej dekadzie nie zmaleje, natomiast po 2020 roku nawet wzrośnie, podobnie jak udział kartelu w ogólnym wydobyciu. Autorzy raportu podkreślają, że kluczową rolę w najbliższych latach odegra Irak. To od tego państwa w największym stopniu zależy wzrost produkcji ropy naftowej. Bez Bagdadu na rynku może być bardzo nerwowo, głównie z powodów obaw o podaż surowca. Wpłynie to niekorzystnie na ceny, które – w negatywnym dla Iraku scenariuszu – będą wyższe o kilkanaście dolarów na baryłce.

Teorie niekoniecznie się sprawdzają

Zmiany zachodzą na naszych oczach. Można je porównać do korekty kursu supertankowca. Jest szansa ten kurs korygować albo się do niego dostosować. Wzrost wydobycia w USA jest faktem. Stawia on Amerykę na bardzo dobrej pozycji wyjściowej na najbliższe dekady. Zła wiadomość dla piewców teorii o upadku Ameryki, a także kolejna klęska wieszczów peak oil.

Piotr Wołejko

Share Button